Quantcast
Channel: Kobieca-strefa.pl / blog kosmetyczny / blog o urodzie / blog lifestylowy
Viewing all 162 articles
Browse latest View live

Intimate box, czyli jak higiena intymna powinna wyglądać!

$
0
0
   W blogosferze są tematy, które dość często się omija, np. bielizna. Wiele blogerek pokazując haul zakupowy, ukazuje buty, sukienki, błaszcze, biżuterię, kosmetyki, ale bardzo rzadko się zdarza bielizna. To samo tyczy się higieny intymnej i produktów do niej przeznaczonych. Ale dlaczego? Czy faktycznie powinien być to temat TABU?


Bardzo dawno temu, pewien człowiek o imieniu Terencjusz, powiedział bardzo mądre słow " człowiekiem jestem: nic co ludzkie, nie jest mi obce". Tak właśnie powinniśmy podchodzić do różnych aspektów życia. Czy higiena intymna nie jest poruszana na blogach, bo jest trudna? Raczej nie! Omijamy ten temat bo tak jest łatwiej, nie wysilamy się, nie podchodzimy pod ostrzał trudnych pytań, hejtu czy jakiegokolwiek negatywnego odbioru.

W zeszłym miesiącu dotarła do mnie tajemnicza przesyłka, gdy ją otworzyłam ujrzałam piękne białe pudełko z logiem "Intimate box". Co tam dokładnie się kryło?


Mówiąc szczerze po raz pierwszy otworzyłam je na szybko, bo paczkę odbierał mój P, ja wróciłam zmęczona z pracy, a na drugi dzień musiałam wcześnie wstać. Moim oczom najpierw ukazał się kartka z moim imieniem i krótkim opisem (uwielbiam spersonalizowane kartki, pokazują osobiste podejście do klienta i jest o wiele milej mój trzymać kartę informacyjną ze swoimi imieniem, niż bezosobową informację). Nawet do końca jej nie przeczytałam bo padałam ze zmęczenia. Otworzyłam tylko lekko pergamin, a tam zobaczyłam małą myjkę, mydełko i ręczniczek. Pomyślałam, że cały ten box to jakaś żenada, wysłana w rewelacyjnym pudełku (pudełko podbiło moje serce - mocne, solidne, zamykane na magnez).


Samo w sobie pudełko zaczęłam ogarniać chyba dopiero na drugi dzień, albo nawet dwa dni później. Oczywiście zaczęłam od karteczki, którą na początku potraktowałam jako "małe intruza".


Czytam, czytam i nie dowierzam! 
Mydło uniwersalne"Perfekcyjnie wysusza. Zawiera barwniki i konserwanty. Skutecznie blokuje wszelkie pory. Gwarantowany brak właściwości nawilżających"
Myjka uniwersalna"Skutecznie zatrzymuje wilgoć. Odporna na wysychanie. Łatwo gromadzi zabrudzenia i bakterie"
Ręcznik idealny do wszystkich części ciała"Wyjątkowo szorstki i twardy. Idealny dla całej rodziny. Idealny także jako ręcznik plażowy"

Pierwsza myśl...zmieńcie osobe w marketingu i zarządzającą wydawaniem tych boxów. Ale potem czytam dalej że pudełko skrywa coś więcej!


Pod tymi trzema produktami była tekturka, a pod nią:



Pudełko miało tak zwane drugie dno, a w nim specjalny ręcznik z mikrofibry do higieny intymnej, ale również emulsję Provag.

Czemu całe to przedstawienie miało służyć?
Może zacznijmy od początku. Kiedyś nasze mamy używały faktycznie może i jednego ręcznika, mydła do wszystkiego i były szczęśliwe. Ale w naszych czasach, gdzie jest pełno bakterii, publicznych toalet i problemów intymnych takich jak infekcje intymne, powinniśmy bardziej przykładać wagę do produktów które wybieramy.

Dlaczego nie mydło?
Otóż, ma zasadowe pH, dodatkowo takie zwykle mydło nie nawilży skóry, nie działa bakteriobójczo, a dodatkowo mogą używać go wszyscy np. do mycia rąk itp itd.

Dlaczego nie myjka?
Większego siedliska bakterii w łazience nie znajdziemy (no może poza tolaetą). Myjka jest w 100% sztuczna, leży w ciemnej i mokrej łazience, gdzie nie ma zbyt dużych szans na zabicie tych bakterii oraz dodatkowo klimat łazienki wzmaga roznażanie się ich.

Ręcznik również nie?
Sama w sobie bawełna nie jest straszna, jednak wisi w miejscu dostępnym dla wszystkich, gdzie np goście mogą wytrzeć w niego ręcę, dodatkowo nie jest zbyt miły w dotyku przez co może powodować podrażnienia. Używać jednego ręcznika do całego ciała? Również trochę słabe rozwiązaniem, jednego dnia wycieramy sobie twarz tą częścią ręcznika, a drugiego...? I tak na zmianę...

A dlaczego akurat emulsja?
Już dawno temu przekonałam się o tym, że na higienie intymnej nie zaoszczędzimy i preparaty naprawdę dobre kosztują troszkę więcej. Do tej pory moim ulubionym był Plivafem F (pisałam tu), ale również niektóre emulsje z AA. Od niedawna polubiłam się również z emulsją Provag, która bardzo dobrze oczyszcza skórę, łagodzi podrażnienia czy swędzenia, dodatkowo nawilża skórę i daje uczucie świeżości na długie godziny. Dodatkowo ma palikator, który uwielbiam (pompki są najlepsze), kosztuje grosze, bo jakieś 10 zł w aptece, ma w składzie aloes, kwas mlekowy (dość ważny przy higienie intymnej), alantoinę, panthenol oraz ferment melczny, który nawilża skórę i dodatkową ważną informacja jest że NIE posiada SLS czy SLES :)

Ręcznik z mikrofibry był dla mnie dziwnym odkryciem, ale musze przyznać, że sprawdza się świetnie. Nie podrażnia skóry w miejscach intymnach, bardzo delikatnie zbiera wodę, dzięki czemu nie ma mowy o zaczerwienieniach itp.

Higiena intymna jest bardzo ważnym elementem ludzkiej higieny, szczególnie u kobiet. Powinnyśmy częściej o to pytać i częściej o tym pisać/mówić. Nie jest to wstydliwy temat, wręcz ciekawy, bo możemy wymieniać się różnymi doświadczeniami np. w sprawie preparatów myjących.

Dziękuję stronie Kobiecość.info na Intimate box, ale również że to dzięki Wam miałam możliwość rozszerzenia tematu na blogu! :)



Puszące się włosy? Nigdy więcej! Czyli jak ujarzmić niesforne włosy za pomocą dwóch produktów - Paul Mitchell i OSIS+

$
0
0
   Pewnie wiele z Was ma problem z puszącymi się włosami. Niestety, moje włosy to jeden wielki puch nad którym nigdy nie umiałam zapanować do czasu aż poznałam dwa rewelacyjne produkty, które ułatwiają mi pracę z moją niesforną czupryną. O czym mowa? Zapraszam na post

Oczywiście moja przygoda z włosami zaczęłam się od Anwen i jej rad jak dbać o włosy. Zajęło mi to dobrych parę lat, aż wreszcie dobrałam dla nich dość dobrą pielęgnację, ale tutaj pomogła mi bardzo książka Anwen. Dzięki niej nie miałam już wielkiego szału na punkcie omijania silikonów czy SLS'ów. Nadal świadomie staram się o nie dbać, używać odżywek proteinowych czy humekantowych, jednak znajduje miejsce również na odrobinę silikonów. Ale dlaczego?


Paul Mitchell smoothing - super skinny serum
Cyclopentasiloxane, CyclotetrasiloxaneDimethiconol, Fragrance, Amyl Cinnamal, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Isopropylparaben, Isobutylparaben, Butylparaben.

Cała przygoda z dodaniem jednak troche silikonów do pielęgnacji moich włosów była dla mnie ogromnym krokiem, bo od 4 lat nie miałam niczego co posiada silikony w składzie i nakładam to na długość włosów (serum na końce używałam, ale również sporadycznie. Wolałam oleje). Jednak w moje ręce trafiło to serum, a książka Anwen dokładnie 2 miesiące wcześniej. Stwierdziłam, że moja pielęgnacja włosów jest źle dobrana, bo strasznie się puszą, nadal są szorstkie w dotyku i oczywiście milion olejów nic nie daje. Więc może Anwen ma racje pisząc, że niekóre włosy mają taką strukturę, że lubią silikony i będą dobrze po nich wyglądały?

To był strzał w 10! Dwie pompki serum nakładam mniej więcej od ucha w dół po wysuszeniu włosów, zwijam w koczek na ok 10-20 min i śpie w rozpuszczonych włosach. Na drugi dzień efekt jest fenomenaly! Włosy są proste, gładkie, miękkie, a na dodatek nie ma mowy o puszeniu się! Dodatkowo serum to jest bardzo wydajne. Używam je od prawie roku co drugi dzień po każdym myciu, a została mi jeszcze ok 1/3 butelki. Cena to 100-130 zł/150 ml.

Całą recenzję tego produktu możecie znaleźć TU. Mówiąc szczerze jest to najlepszy produkt na puszące się włosy jaki miałam, a uwierzcie miałam ich naprawdę dużo. 


Schwarzkopf OSIS+ Blow & Go Smooth wygładzający spray przyspieszający suszenie 

Kolejnym produktem jest spray OSIS+, który skradł moje serce u fryzjera. Fryzjerka nakładała mi go przed prostowaniem włosów i tak ładnie zmniejszył objętość moich włosów, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Znalazłam go na stoisku produktów fryzjerskich w SKy Tower we Wrocławiu i zapłaciłam chyba coś ok 40 zł. Teraz wiem, że sporo przepłaciłam, bo w internecie można dostać go już od ok 24 zł/200ml.

Spray ten nie ma zbyt dobrego składu, znajduje się w nim m.in alkohol, który przesusza włosy i od razu uprzedzam, że nie używam tego produktu przy każdym suszeniu włosów. Produkt ten jest raczej idealnym rozwiązaniem w przypadku ważnego wyjścia czy imprezy.
 W zeszłym roku w wakacje jechałam z moim P. na wesele jego kolegi ze studiów. Musieliśmy wyjechać już o 10 rano, żeby zdarzyć na uroczystość, bo mieliśmy sporo kilometrów do przejechania. Niestety, żadnej fryzjerki nie udało mi się załatwić na tak wczesną porę w sobotę, bo były pozajmowane już od pół roku przez Panny Młode. Musiałam sama sklecić coś ze swoich włosów, ale wcześniej je umyć i wysuszyć. To był ogromny bład bo na mojej głowie powstała szopa i żadne prostowanie nie pomagało, wręcz odwrotnie, powstawał hełmn. Niestety, wtedy jeszcze nie znałam ani serum ani tego sprayu.

Spray idealnie ujarzmia puszące włosy, dzięki czemu tracą trochę na swojej objętości, a właściwie puszystości. Są wygładzone, miękkie i gładkie. Można nakładać je już podczas suszenia żeby przyspieszyć ten proces, ale również aby już pozbyć się troche niechcianej objętości. Drugą warstwę daję przy prostowaniu. Spryskuję każde pasmo, ale też nie w nadmiernej ilości bo może lekko przetłuścić włosy. Na sam koniec na włosy nakładam jeszcze serum Paul Mitchell i totalnia rewelacja.

Jeśli chcecie zdjęcie przed i po to piszcie, wykonam test i zamieszcze zdjęcia, żebyście wiedziały o czym mowa! :) PS na instagramie możecie również znaleźć moje zdjęcia w prostych włosach. Powstają one właśnie dzięki tym dwóm produktom :)

Czy polecam? Oczywiście!! Szczególnie kiedy wasze włosy są ciągłym puchem, nie macie na nie siły, a każda próba ujarzmienia tej kosmicznej burzy włosów kończy się fiaskiem, wtedy musicie koniecznie rozejrzeć się za tymi dwoma bohaterami z supermocą.



MAKE ME BIO - Orange Energy - nawilżający krem dla skóry normalnej i wrażliwej

$
0
0
   Od niedawna wszędzie jest głośno o firmie Make Me Bio, która jest polska firmą z naturalnymi produktami. Jakoś w maju w moje ręce wpadł ich krem Orange Energy z kwiatem pomarańczy. Chcecie wiedzieć jak się sprawdził? Zapraszam na post!


Chóry anielskich zastępów wyśpiewują bardzo pozytywne komentarze na temat produktów od Make Me Bio. Czy to kremy, czy maski z błotem.. wszystko o cudownym działaniu, pięknym opakowaniu, cudownym składzie.. więc jak nie chcieć takich produktów?

Początkowo cena troszkę odstrasza, bo za krem trzeba zapłacić ok 50-60 zł. Oczywiście zależy który bo są również te droższe..
Jak już skusimy się na zakup produktów z tej firmy naszym oczom ukazuje się piękne opakowanie. Tutaj dołączę się do zachwytów, bo produkowanie naturalnego produktu w szklanym opakowaniu jest rewelacyjnym pomysłem! Nadaje on charakteru, wyrazistości i świetnie prezentuje się na półce. Plus za oryginalny sznurek, który mi gdzieś zaginął.. ale jest on naturalnym dodatkiem do szkła na którym zaczepiona jest informacja o produkcie.


Krem jest z kwiatem pomarańczy, a więc i krem pięknie pachnie pomarańczą! Z tego co słyszałam od koleżanki która ma inną wersje kremu jej również ma ten sam zapach - mocno pomarańczowy. Zapach jest dość naturalny, pochodzi zapewne od olejku eterycznego pomarańczowego, a więc bardziej wyczuwalna jest skórka pomarańczy niż słodkość miąższu. Sam w sobie produkt ma dość lekką konsystencję i wchłania się natychmiastowo. Dla mnie wchłaniał się o wiele za szybko, lubię jednak czuć minimalną warstwę kremu na skórze, tutaj nie wyczuwamy nic, co dla niektórych osób będzie niesamowitym plusem.


Skład również jest rewelacyjny! Same oleje: migdałowy, sezamowy, mandarynkowy, z kwiatu pomarańczy, masło shea, witamina E. Za taką cenę taki skład? Dla mnie jest to ogromny plus, który przekonał mnie do wzięcia tego kremu.

Niestety, musimy przejść również do minusów... od paru lat zmagam się z łojotokowym zapaleniem skóry i niestety wiele produktów wywołuje u mnie stan zapalny. To własnie jeden z takich produktów...po użyciu na drugi dzień skóra była czerwona, swędząca, po prostu nie do wytrzymania.. Oczywiście krem dostał wiele szans. Próbowałam nakładać go w większej ilości na noc, potem tylko pod makijaż. Efekt niestety ciągle ten sam. Musiałam sobie go odpuścić na dobre, ale oddałam go mojej koleżance, która ma featheright, czyli krem do skóry mieszanej i tłustej i kocha go miłością wielką! Mówi, że świetnie nawilża skórę, uspokaja ją oraz dodatkowo rozjaśnia i działa tonizująco na skórę. 

Jak wiadomo każdy produkt działa inaczej na skórę. Jedni go nienawidzą inni pokochają. Tak właśnie było z tym kremem, u mnie nie sprawdził się całkowicie u mojej koleżanki za to rewelacyjnie (btw dzięki Kasiu! :)).

Czy go polecam? Trudno mi podjąć taką decyzję, bo wiem, że krem działa i to bardzo dobrze, ale nie u mnie. A Wy miałyście jakieś produkty z tej firmy? Możecie je polecić czy raczej nie sprawdziły się u Was? :)

Jak nakładać podkład?

$
0
0


Jak nakładać podkład?

Nałożenie podkładu jest dość ważnym elementem w całym makijażu. Sposobów jego nakładania znajdziemy wiele, dlatego ważne jest aby dobrać idealny dla nas. Jak to zrobić? Poniżej kilka rad! Zapraszam :)

jak nałożyć podkład




Pierwszą podstawową zasadą którą powinnyśmy się kierować jest stwierdzenie, że im dokładniej nałożymy podkład tym lepiej będzie wyglądał na naszej buzi, ale również będzie dłużej trzymał się w nienagannej formie.
Ogólnie mamy mniej więcej trzy podstawowe zasady nakładania podkładu. Możemy go aplikować pędzlem, gąbka oraz podstawowym sposobem znanym od lat czyli palcami.
Poza nimi są ważne również inne, podstawowe czynności, które również mają duży wpływ na trwałość i wygląd podkładu.
Całą „zabawę” z makijażem powinniśmy zacząć od oczyszczenia skóry, tutaj możemy użyć toniku, płynu micelarnego, żelu. Wiele zależy od preferencji naszej skóry. Następnym bardzo ważnym krokiem jest nawilżanie skóry! Często ten krok jest pomijany i nakładamy podkład na czystą skórę, a to może kończyć się przesuszeniem skóry, suchymi skórkami, a nawet pojawieniem się dodatkowego trądziku. Mimo skóry tłustej nie powinniśmy lekceważyć nakładania kremu na skórę. Kremy nawilżają, ale również chronią skórę np. przed promieniowaniem UV. Także pamiętajcie, że dobry krem to podstawa!
Kolejnym krokiem może być baza pod makijaż. Sprawdza się świetnie gdy chcemy przedłużyć trwałość makijażu lub gdy mamy tłustą skórę. Aktualnie używam bazy Primer Lasting Finish od Rimmel. Dokupiłam ją do osławionego podkładu Lasting Finish, który kocham i używam od około 3 lat (bywał też w moich ulubieńcachJ). Baza świetnie sprawdza się przy różnych wyjściach, np. na imprezy, ale również gdy pogoda daje nam w kość tak jak w ostatnim czasie. Sprawia, że podkład trzyma się dłużej, nie roluje się, nie powstaje tak zwane ciasto.
I teraz pora na podkład. Tutaj ważny jest sposób nakładania i jego umiejętność. Jeśli umiemy nakładać tylko pędzlem, nie próbujmy ulegać trendom i na siłę nakładać podkład np. gąbką. Oczywiście ważna jest ilość warstw które nakładamy. Pamiętajmy aby nie robić tak zwanego efektu maski, bo jest to przerysowany efekt, który wygląda dość komicznie. Lepiej nałożyć na przykład dwie mniejsze warstwy niż jedną wielką. Dodatkowo lepiej robić to w świetle dziennym niż w sztucznym, bo unikamy w ten sposób smug, odcięcia podkładu od szyi czy zbyt dużej warstwy podkładu na buzi.

Na koniec pamiętajmy o pudrze, który również przedłuży trwałość makijażu. Dla skór tłustych polecam matujące, ale na rynku mamy również nawilżające czy rozświetlające.


nakładanie podkładu pędzlem


Nakładanie podkładu palcami

Jest to podstawowa metoda, do której nie potrzebujemy dodatkowych narzędzi, na którą dodatkowo nie wydajemy pieniędzy. Ciepło palców pomaga w uzyskaniu lepszej konsystencji, powoduje lepsze wtapianie się w skórę i w przypadku niektórych podkładów powoduje lepsze ujednolicenie koloru i dopasowanie się do skóry. Ta metoda może sprawdzać się idealnie przy wyjazdach, gdy minimalizujemy wielkość kosmetyczki oraz bagażu, ale również dla osób początkujących z makijażem. Gdy zapomnimy gąbki czy pędzla, zawsze mamy palce, które ratują nas w kryzysowych sytuacjach.
Ciepło palców wpływa też bardzo dobrze na niektóre podkłady, przykładem może być Match Perfection od Rimmel, który dzięki ciepłu palców bardzo dobrze dopasowuje się kolorem, ale również konsystencją. Bardzo polubiłam ten podkład, właśnie na uniwersalność koloru. Aktualnie mam kolor 103, bałam się że może być za ciemny, ale przy nakładaniu stapia się ze skórą i tworzy piękną, zdrową buzie.
Przy nakładaniu produktu palcami, bardzo ważne jest aby przed samą aplikacją umyć ręce! To na nich mamy najwięcej bakterii i brudu który może negatywnie wpływać na naszą skórę i powodować różnego rodzaju podrażnienia, ale również dodatkowy wysyp krostek lub pryszczy.

Jeśli chodzi o samą aplikację to o wiele lepiej podkład wklepywać niż przeciągać. Przeciąganie może powodować smugi, nierównomiernie nałożony podkład, ale również prześwity większych niedoskonałości.


jak nakładać podkład gąbeczką


Jak nakładać podkład gąbeczką?

To jest jedna z bardziej popularnych metod aplikacji podkładu. Sama również jej największą fanką.
Gąbeczek  na rynku jest bardzo dużo. Różnią się kolorem, strukturą, kształtem, ale również i ceną. Z własnego doświadczenia wiem, że te tanie do około 10 zł są raczej słabej jakości, pochłaniają dużą ilość podkładu, nie nakładają też zbyt dużo na buzię. Lubię te w średniej półce cenowej czyli za 20 – 30 zł.  Ważne jest też zbicie gąbeczki czyli jego struktura. W sprzedaży znajdziemy te z mniejszymi porami oraz z większymi.  Tutaj wiele zależy od podkładu, im bardziej lejący tym lepiej że pory są mniejsze, jeśli bardziej gęsty to większe pory będą odpowiednie.

Ale jak to zrobić, aby podkład wyglądał odpowiednie dobrze na buzi?
Podstawową zasadą jest zmoczenie gąbeczki. Jak to się robi? Najlepiej pod bierzącą, letnią wodą moczymy gąbeczkę. Należy ją wyciskać i pozwolić wrócić do odpowiedniego kształtu. Gdy przy kolejnym wyciskaniu nie pojawiają się bąbelki/mała piana to oznacza, że pęcherzyki powietrza zniknęły, wszelkie pory są zapełnione wodą, a gąbka jest gotowa do użycia. Pamiętajmy, aby dobrze odsączyć gąbkę. Samo wyciskanie czasami nie pomaga,ponieważ gąbka nadal jest dość mokra, wtedy z pomocą posłużą nam jednorazowe ręczniki papierowe lub chusteczki. Nigdy nie wyciskajcie gąbki w ręcznik, jest na nim sporo różnych bakterii i nie chcemy aby nasza skóra się pogorszyła i aby pojawiły się krostki czy zmiany trądzikowe.
Następnym krokiem jest oczywiście nałożenie podkładu. Najlepiej nałożyć sobie pompkę podkładu na rękę, nabrać odrobinę palcem, nałożyć na buzię w najważniejszych miejscach tj czoło, policzki, broda, nos. Sama nakładam go w ala kropki, lub przeciągam palcem. Póżniej gąbką ruchem wklepującym, nie przeciągającym  kończymy nakładanie podkładu. Jeśli przy nałożeniu pierwszej takiej warstwy widzimy prześwity, nakładamy w ten sam sposób drugą warstwę. Nigdy nie nakładamy jednej wielkiej warstwy, bo powoduje to efekt tak zwanej maski, która żle wygląda, a chcemy aby podkład na naszej buzi wyglądał naturalnie. Drugą szkoła jest aplikowanie podkładu prosto z dłoni. Gdy na ręku mamy pompkę podkładu, namaczamy w nim gąbeczkę i aplikujemy na buzię. Niestety, nigdy ta metoda się u mnie nie sprawdziła. Po pierwsze miałam wrażenie że gąbeczka pochłania więcej podkładu, po dwa podkładu nakładałam zbyt dużo i mogło powodować to trochę śmieszny efekt.
Ale dlaczego tak ważny jest ruch wklepujący, nie przeciągający? Wklepując aplikujemy podkład w dane miejsce, powodując że stapia się z naszą skórą, przeciągając powodujemy smugi oraz nierównomierne rozłożenie podkładu.
Przy stosowaniu gąbki bardzo ważne jest jej mycie oraz przechowywanie. Najlepiej myć ją po każdym użyciu w delikatnym mydle, może być to osławione mydło w kostce biały jeleń, ale również zwykłe mydło w płynie jest dobre. Ważne, aby nie miało wiele barwników i chemii, bo często źle to wpływa na gąbkę i szybciej się psuje. Możemy również używać środków odkarzających, ale moim zdaniem dopóki nie malujemy nią kogoś i dbamy o nią w odpowiedni sposób, to nie musimy. Używanie takich środków szybciej niszczy gąbeczkę. Jeśli chodzi o przechowywanie, to nigdy nie zamykajmy jej w żadnych pudełkach i ciemnych miejscach. Szczególnie wilgotnej gąbki, ponieważ powoduje to rozmnażanie bakterii, które ma negatywny wpływ na naszą cerę.

nakładanie podkładu

jak nakładać podkład pędzlem


Jak nakładać podkład pędzlem?

W tym wypadku jest to bardzo podobna forma do nakładania podkładu gąbką. Często jest nazywana bardziej profesjonalną metodą od gąbki. Pędzli na rynku mamy bardzo dużo, od płaskich tzw flat top, po języczkowe, skunksy czy szczotki (najnowszy hit w nakładaniu podkładu). Wiele firm prześciga się w formie jakości włosia, jego rodzaju, formy zbicia..także wybór jest przeogromny. Używałam kiedyś pędzli, niestety nie polubiłam się z tą metodą. Mam wrażenie, że nakładanie gąbką przedłuża trwałośc podkładu i lepiej skóra wygląda, bardziej naturalnie.
Jaki pędzel wybrać? Najlepiej niezbyt drogi. Bo jeśli nie wiemy czy dana metoda będzie dla nas odpowiednia, nie ma co inwestować w pędzel za 150 zł.
Nakładanie pędzlem nie różni się wiele od nakładania podkładu gąbką. Na początku pędzel powinnyśmy zmoczyć ale chłonął mniej podkładu. W tej kwestii świetnie sprawdzają się wody termalne, różane i tym podobne. Podkład nakładamy na dłoń i lekko zamaczamy w nim pędzel. Nie można nabrać zbyt dużej ilości, bo zrobimy efekt maski. Najlepszą metodą jest wklepywanie podkładu, tak jak przy gąbce, można też wcierać kolistymi, delikatnymi ruchami.
Oczywiście po nałożeniu podkładu pędzel należy umyć delikatnym preparetem. Przy myciu bardzo delikatnie moczymy włosie, starając się nie zamoczyć metalu, który trzyma włosie. Często gdy woda wleci do środka włosie zaczyna wypadać i po jakimś czasie pędzel musimy wyrzucić.
Która metoda jest najlepsza? Myślę, że każda osoba lubi co innego. Jedne dziewczyny kochają nakładanie pędzlem, ja uwielbiam gąbkę, a mam koleżankę która tylko i wyłącznie nakłada podkład ręką. Ważne jest aby metoda ta nad odpowiadała i żebyśmy umiały stworzyć naturalnie wyglądający makijaż
jak nakładać podkład




WYGRAJ ZESTAW KOSMETYKÓW Organique Rytuał Owocowy

$
0
0
   Dziś przychodzę do Was z konkursem. Dawno już żadnego na blogu nie było, a ostatnio trochę nowych osób przybyło, a więc zaczynajmy!



Konkurs jest bardzo łatwy, a więc myślę, że nie będzie problemu ze zgłoszeniami. Co należy zrobić aby móc wziąć udział w konkursie?

1. Trzeba być publicznym obserwatorem bloga
2. Trzeba polubić profil Kobieca-Strefa.pl na Facebooku
3. Odpowiedzieć na proste pytanie "Mój ulubiony zapach to..." :)

Najbardziej kreatywna i fajna odpowiedz zostanie nagordzona zestawem Rytuału Owocowego Organique o zapachu melonowym o wartości 200 zł. W skład Rytuału wchodzi peelingujący żel pod prysznic, maska żelowa do twarzy i mus do ciała. POWODZENIA! :)




REGULAMIN
1. Rozdanie będzie trwało od 15 sierpnia do 15 września 2016 roku. 
2. Nagroda jest sponsorowane tylko przeze mnie i w żaden sposób nie jest sponsorowana przez firmę Organique.
3. Zgłoszenia zostawiane w formularzu google są tylko i wyłącznie brane pod uwagę.
4. Aby wziąć udział w rozdaniu musisz mieć ukończone 18 lat.
5. Wyniki podam w najbliższym mozliwym terminie po zakończeniu składania zgłoszeń.
6. Osoby, które po rozdaniu znikną z obserwatorów w kolejnych rozdaniach nie będą brane pod uwagę. Konta stworzone na potrzeby konkursu również nie są brane pod uwagę.
8. Wysyłam nagrodę tylko na terenie Polski za pomocą Poczty Polskiej.
9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)
10. Po ogłoszeniu zwycięzcy będę czekać 3 dni na maila z danymi, na adres:kobieca.strefa@gmail.com

Słoneczne kosmetyki z Uzdrowiska Busko Zdrój

$
0
0
   Słyszeliście kiedyś o słonecznych kosmetykach? Produkty te pochodzą z Uzdrowiska Busko Zdrój, ale czy są dobrymi produktami? A może jest to zwykły chwyt marketingowy, który ma za zadanie zwiększyć popyt na te produkty?



Kosmetyki te testyuje od...stycznia! Czyli już sporo czasu minęło, ale właściwie napisanie o nich opini nawet teraz jest dla mnie trudne. Dlaczego? Może wszystko po kolei. 
Zacznijmy od kremów do twarzy!


Słoneczne kosmetyki posiadają w swojej ofercie dwa kremy, są to kremy przeciwstarzeniowe na dzien i na noc. Nazwane zostały sformułowaniem dermokosmetyki, których uwierzcie że nie rozumiem. Chodzi mi o sam fakt właśnie dermokosmetyków w których jest tyle chemii, niepotrzebnych PEGów czy parabenów, że aż włos na głowie się jeży. Kremy mają w składzie ekstrakt z borowiny, kwas hialuronowy, kolagen, witaminę E oraz ochronę przeciwsłoneczną UVA/UVB.


Powyższy skład raczej nie zachęca do zakupu. W 3 linijce zaczynamy dostrzegać składniki aktywne, ale później one się kończą, gdzieś przy końcu mamy jeszcze wodę mineralną z Uzdrowiska i właściwie tyle. Dodatkowo widać również producenta, którym jest Farmona.

To jest skład kremu na dzień i na noc był bardzo podobny, nie wiem dlaczego nie mam jego zdjęcia, a niestety pudełko już dawno temu powędrowało do kosza na śmieci.



Plus dostają za to, że mają sreberko, dzięki czemu wiemy że produkt nie był wcześniej przez nikogo macany. Dodatkowo mają szklane słoiczki, które moim zdaniem również są fajne. Nie lubię tych typowych, zwykłych, plastikowych pudełeczek. Różnicę robią plastikowe opakowania z pompką, bo to one są moim zdaniem najlepsze, jednak szkło również lubię.


Obydwa kremy mają szybko wchłaniającą się konsystencję, która dobrze sprawdza się pod makijażem, nie roluje się on. Kremy nie zapychają, nawilzają skórę, ale to właściwie tyle. Nic dodatkowego ze skórą się nie dzieje. No może oprócz...alergii. Niestety, krem na dzien podrażnił mnie ale również moją mamę. Obydwie mamy bardzo wrażliwe skóry, także czasami trudno jest im sprostać. Mnie np ostatnio podrażnił krem z Make Me Bio, który kochają wszyscy i zachwalają chóry anielskie. Krem na noc jest o wiele lepszy, konsystencja jest trochę bardziej treściwa i bardzo fajnie wygładza skórę. Cena za krem to 25 zł.

Teraz czas na resztę gagatków!


Może zacznę od mydła w płynie. Ono zostało moim faworytem w całej czwórce. Dobre mydło, z fajną pompką, dodatkowo świetnie czyści pędzle, gąbki, a nawet brudny ręcznik od resztek podkładu. W składzie znajdziemy aloes, betaine i glicerynę, a jego cena to 9,90 zł. Plus za opakowanie, które nie jest przezroczyste, bo strasznie ich nie lubię, a 3/4 mydeł niestety takie ma.

Balsam do ciała niestety składem mnie nie zauroczył. Lubię albo proste składy na parafinie, kiedy wiem, że nie mam czego się po nim spodziewać, albo typowo naturalne jak GoCranberry czy Organique. Nie lubię produktów typowo na emolientach tłustych do których dodane jest parę składników i nazwanie do dermokosmetykiem. Ogólnie używała go moja siostra i była zadowolona. Skóra była nawilżona,a to jest podstawą przy stosowaniu balsamów do ciała. Plus za pompkę, bo jest to o wiele bardziej higieniczne. Kosztuje ok 10 zł.


Żel pod prysznic również polubiła, ale za zapach. Jest on bardzo delikatny, kwiatowy. Żel dobrze się pieni i myje skórę. Nie podrażnia jej. Cena to 10 zł.

I został na krem do rąk, który dla mnie jest najsłabszym produktem z całej serii. Jest bo jest, czy nawilża? Bardzo słabo. Jedyne co to szybko się wchłania i właściwie tyle... nie wiem, może moja skóra jest zbyt wymagająca bo od dwóch lat non stop używam balsamów z masłem shea, które są bombą odżywczą dla mojej skóry. Krem kosztuje 6 zł. Jako krem na wrazie w do torebki to dobrze opacja. Ale jako głowny produkt nawilżający już nie.

Czy polubiłam te produkty? Dałabym im dobre 4. Za tę cenę są naprawdę dobrymi produktami. Jedne lepsze, drugie trochę gorsze. Najbardziej polubiłam krem na noc, który bardzo serdecznie polecam, ale również żel do ciała i mydło w płynie. Kosmetyki te są godne polecenia. Bardzo dawno temu bo jakoś w marcu opisywałam jeszcze sole i mydła do kąpieli z tej firmy, które również sa bardzo dobrymi produktami i polecam je wypróbować! KLIK.


Podkłady godne polecenia - czyli złota piątka która sprawdzi się na skórze tłustej i mieszanej

$
0
0
   Od wielu lat poszukiwałam podkładu idealnego. Niestety, wiele stron, blogów, vlogów czy innych tego typu miejsc poleca podkłady typowo matujące. Uwierzcie wypróbowałam jakieś 90% polecanych podkładów do skóry tłustej i wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy każdy podkład był beznadziejny! Tak zaczęłam poszukiwanie idealnego podkładu, który zgra się z moją skórą i będzie wyglądał dobrze na mojej buzi cały dzień. Trwało to około 3 lat, ale dzięki temu znalazłam 5 naprawdę dobrych i dość przystępnych cenowo podkładów. A więc zaczynajmy!



Zacznijmy może od mojej skóry, nie dość że jest jasna (nie jest to może kolor porcelany ale i tak trudno mi znaleźć odpowiedni odcień), to jeszcze z wieloma problemami. Mam łojotokowe zapalenie skóry (ŁZS), a więc uwierzcie że mam bardzo bardzo tłustą skórę, ma ona skłonności do podrażnień (po których wychodzi mi podrażenie związane z ŁZS) i niestety lubi się zapychać. Dodatkowo nie mam jednolitego kolorytu skóry, chociaż ostatnia zmiana pielęgnacji wpływa pozytywnie (niedługo o niej na blogu), ale zdarzają się również zaognione zmiany trądzikowe, czy czerwone place związane z ŁZS. Podkład którego poszukiwałam musiał mieć od średniego do dobrego krycia, dość jasny kolor bez większych podróżowych tonów, nie zapychać skóry, nie podrażniać jej, nie zrobić po 2 h ciasta i co najważniejsze wytrzymać minimum 10 h na mojej skórze. Dlaczego aż tyle? Wcześniej pracowałam i studiowałam, a więc wychodząc o 7 rano z domu i wracając o 22 chciałam mieć pewność że podkład nie jest zważony, starty czy nie podkreśla suchych skórek. Oczywiście przedstawione poniżej podkłady nie wytrzymują 14 h w stanie nie naruszonym. Takich nawet nie szukałam! Jednak ich znoszenie nie wygląda źle, można normalnie pokazać się ludzią.
Zacznijmy może od obalenia super rewelacyjnych produktów które u mnie się nie sprawdziły. M.in nie sprawdził się Revlon, choć kolor miał cudowny i wyglądał na mojej skórze pięknie, po ok 3-4 h gdy przychodził czas na przypudrowanie robiło mi się na skórze ciasto. Kolejny gagatek to Double Wear od Estee Lauder, który od samego początku wyglądał słabo, świeciłam się już po ok 2-3 h, przypudrowany dawał wielkie ciacho. Affinimat od Maybelline wysuszał i podrażniał, bo ma bardzo wysoko w składzie alkohol. All Matt od Catrice był ok, jednak skóra szybo się do niego przyzwyczaiła i znów zaczął się ważyć. Nie wspomne nawet o podkładach z MAC'a. Głównie mówię o Pro Longwear czy Studio Fix, świecenie po ok 3-4 h i oczywiście po przypudrowanie mega zważenie. Do tej oto mało lubianej świty dołączył podkład 123 Perfect od Bourjois, które również słabo się trzymały na buzi, ważyły i ścierały się. Uwierzcie, że wszystkie próbowałam minimum 5-6 krotnie i dawałam im różne szanse, czy to w zimę, czy to w lato, czy z różnymi pudrami, efekt zawsze był ten sam czyli bardzo słaby.

A więc które podkłady podbiły moje serce?


Lasting Finish 25 h, Rimmel
Jest to mój faworyt! Kupiłam go jakieś 2-3 lata temu na jednej z pierwszych promocji w Rossmannie -49%. Niestety, bądz stety wszyscy wykupili wtedy Healthy Mix z Bourjois, a ten leżał w szafie obok i szybko zwrócił moją uwagę. Mam kolor 100 Ivory, niestety jak na pierwszy kolor z gamy jest dość ciemny i ma lekkie różowe podtony, także niekażdy go polubi. Kryje porównywanie do Revlon Colorstay (krycie można dozować, zmniejszać lub zwiększać dzięki czemu idealny jest dla osób z ładną cerą, ale także takich które mają problem np z trądzikiem), jest nawilżający, ale przy odpowiednim pudrze matującym trzyma się ok 5 h bez większego świecenia, po przypudrowaniu nie ma problemu z jego jakością, nie waży się, ściera się normalnie, nie robi plam, nie podkreśla suchych skórek, ma SPF 20. Zużyłam około 4-5 opakowań. Cena 41zł, ale pokecam łapać go na promocjach bo często można go dorwać za mniej niż 30 zł, a w sklepach internetowych nawet za ok 24 zł.


Match Perfection Rimmel
Wpadł w moje ręce przypadkiem, mimo że wcześniej myślałam, że nic lepszego od jego brata Lasting Finish firma nie mogła wyprodukować. Mam odcień 103 true ivory, który początkowo wydawał sie strasznie ciemny, ale naprawdę bardzo dobrze dopasowuje się do skóry. Oczywiście jeśli ktoś ma jasną karnację lepiej kupić odcień jaśniejszy. Sama zamierzam kupić 101 lub 100 (bardziej na zimę), jest również coś dla osób z bardzo jasną, alabastrową wręcz cerą, jest to odcień 010. Podkład dorównuje swojemu bratu z czerwoną zakrętką (Lasting Finish :)), ma o wiele ładniejszą gamę kolorystyczną, krycie jest odrobinkę mniejsze, również jest podkładem nawilżającym, a więc nie podkreśla suchych skórek, trzyma się cały dzień, nie robi plam czy smug. Po ok 4-5 h trzeba się przypudrować, ale również nie robi efektu ciasta. Jego plusem nad Lasting Finish jest fakt, że nie da zrobić się nim efektu maski. Wygląda na skórze bardzo naturalnie, ale jednocześnie żadne niedoskonałości nie prześwitują. Cena to 39 zł, jednak na promocjach można go kupić za ok 30-28 zł, a w sklepach internetowych nawet za 20 zł.


Skin Balance Cover, Pierre Renne Professional
Bardzo dawno temu miałam jego starą wersję, którą bardzo lubiłam. Do nowej trochę bałam się podejść, bo wiadomo, różnie ze zmianami bywa. Jednak jest to tańszy zamiennik Revlon Colorstay. Bardzo dobrze wygląda na buzi, nie ściera się, nie wysusza, może lekko podkreślić suche skórki, ma bardzo dobre krycie, które można zwiększać, a więc idealny dla osób z problemami skórnymi. Po ok 4-5 h trzeba go przypudrować, ale nie waży się. Jedyny minus jest taki, że w upały jakie ostatnio na nawiedziły nie daje rady. Jest świetny na jesień, zimę, ale nie na wysokie temperatury. Ma wiele ładnych odcieni, oczywiście znajdziecie również coś bardzo jasnego, mój odcień to No20 Champagne, kolor dość zółty, nawet trochę już biały, bez różowych podtonów. Cena to ok 35 zł, jednak często jest na promocjach za ok 20 zł.


True Match, L'Oreal Paris
Dlaczego kupiłam ten podkład? Sama nie wiem. Miałam jego wcześniejszą wersje i wręcz nienawidziłam jej. Jednak ta podbiła moje serce. Mam go w odcieniu 1N Ivory, bardzo fajny jasny odcień, który idealnie zgrywa się z moją skórą w zimę. Początkowo nie lubiłam się z nim(tak jak z jego wcześniejszą wersją), jest satynowy, dość suchy i trzeba naprawdę się napracować aby go ładnie nałożyc, ale! Kiedy już nauczymy się go nakładać wygląda na naszej skórze pięknie. Lekko rozświetla naszą skórę, dzięki czemu wygląda ona na zdrową i pełną blasku (nie mylmy tego z wielkim rozświetleniem rozświetlaczem), dobrze kryje, nie wysusza, może lekko podkreślić istniejące suche skórki i po ok 5 h trzeba się przypudrować. Po przypudorwaniu nie waży się, ściera się normalnie, nie robi plam czy smug, na SPF 17. Polubiłam go za dodanie blasku skórze. Ten podkład również przy wielkich upałach nie da rady. Lepiej stosować go w jesień, zimę czy wiosnę. Cena to ok 60 zł, w promocjach kosztuje 35-40 zł, a w sklepach internetowych nawet ok 30 zł. 


Face Finity All Day Flawless, Max Factor
To jest chyba jedyny podkład dedykowany skórze tłustej który mam. Jest to podkład, korektor i baza w jednym. Mam w kolorze 47 Nude, który niestety jest bardzo ciemny... wcześniejsze odcienie były bdość różowe, dlatego zdecydowałam się na ten i używam go rzadko, szczególnie w lato kiedy jestem opalona. Ma najmniejsze krycie ze wszystkich dziś pokazanych, powiedzialabym że jest średnie (a głownie porównują go z Revlonem), musiałabym nałożyć go więcej aby było dobre, ale wtedy zrobiłaby mi wielką ciemną twarz (ahh ci producenci i ich dobór odcieni). Niestety gama kolorstyczna pozostawia wiele do życzenia. Podkład sam w sobie dobrze wygląda na twarzy, trzyma się cały dzień, normalnie się ściera, nie waży po przypudrowaniu, ma SPF 20, wytrzymuje ok 6-7 h zanim zaczne się mocniej świecić. Cena to 60 zł, często w promocji za 35 zł.


Primer Lasting Finish, Rimmel
Bardzo polubiłam się z tą bazą bo nie jest aż tak mocno silikonowa jak wszystkie inne które mam. Utrzymuje makijaż na wiele długich gidzin w idealnym stanie. Nie jest to oczywiście typowo silkonowa baza więc np na ślub jej nie nałożyłabym nigdy, ale na dzień, w którym wiem, że makijaż musimy trzyma się minimum 12 h jak najbardziej. Jest lekka i nie zapycha, a to u mnie podstawa. Cena to ok 20-30 zł.

Odcienie:

- Lasting Finish Rimmel 100 Ivory,
- Match Perfection Rimmel 103 True Ivory,
- True Match L'Oreal Paris N1 Ivory,
- Face Finity All Day Flawless Max Factor 47 Nude,
- Skin Balance Cover Pierre Rene Professional No20 Champagne.

Podsumowanie:


Każdy z tych podkładów serdecznie Wam polecam. Wszystko zależy od tego jakiego koloru szukać, jak mocne chcecie krycie, czy może wolicie dłużej mat. U mnie bywa róznie, zależy od pory roku, ważnych wyjść czy po prostu wielu spraw na głowie w ciągu dnia. Przez ostatnie 2 miesiące non stop sięgałam po pierwszą dwójkę, głównie Match Perfection ze względu na dość ciemny odcień, ale przy ostatnich upałach towarzyszył mi Max Factor. Oczywiście sam podkład nie załatwia sprawy, ważne jest też jak go nakładamy, o tym możecie przeczytać TU, ale również jakiego pudru używamy. Do cer bardzo tłustych polecam Kryolan Anty Shine, jest to mój ulubieniec i mimo że wszyscy straszą jak to on nie zapycha u mnie nic takiego się nie wydarzyło, a używałam go codziennie przez rok. Teraz używam go na ważniejsze wyjścia, natomiast na co dzień towarzyszy mi puder bambusowy z jedwabiem z Biochemii Urody.  Kryolan jest mocniejszy, na dłużej starcza (przy codziennym używaniu przez rok zużyłam połowe), ale również jest droższy, bo kosztuje ok 80 zł. Natomiast puder z BU jest tani, bo kosztuje ok 17 zł, aniestety ma beznadziejne opakowanie (wszystko osypuje dookoła), ale bardzo dobrze matowi skórę. Może nie tak mocny jak Kryolan, ale czasamo trzeba odpocząć od mocniejszych produktów, aby skóra się nie przyzwyczaiła :)

Kosmetyki do ciała o świetnym składzie i przyjemny zapachu - GoCranberry

$
0
0
   Jestem wielką fanką naturalnych kosmetyków, ale nawet tutaj mamy dość spore pole do popisu. Na rynku znajdziemy wiele firm polskich które zajmują się produkcją naturalnych kosmetyków, jak wybrać tą która cenowo nas nie zwali z nóg ale również podbije nasze serca składem i jakością produktu? Dziś przedstawię Wam dwa produkty firmy NovaKosmetyki, która w swoim asortymencie ma coraz bardziej znaną serię GoCranberry




Przy wyborze naturalnych kosmetyków czeka nas nielada wyzwanie. Dlaczego? Jedne kosztują mniej, np ok 20-30 zł za krem do twarzy inne mają kremy po 80-100 zł. Jak to z nimi jest? Te tańsze niestety mają również bardziej ubogi skład, mniej składników aktywnych, więcej np. gliceryny roślinnej. Ale czasami w tych droższych płacimy głównie za firmę i logo, które występuje w większych centrach handlowych. Firma NovaKosmetyki jest jeszcze mało znana (zrobiłam mały research) i prawie żadna z moich koleżanek go nie zna. Oczywiście ja poznałam firmę przez blogosferę jakiś rok, może dwa temu. Bardzo mi się spodobała! 

Krem do ciała formuła odżywcza


Trochę się zdziwiłam przy pierwszym użyciu, ponieważ ma bardzo lekką konsystencję! Od dawna używam masła, kóre jako bazę mają masło shea, co za tym idzie ich konsystencja jest cięższa. Tutaj w składzie na drugim miejscu mamy olej z pestek winogron, następnie olej ze słodkich migdałów, czyli krem głównie opiera się na olejach co również dla naszej skóry jest świetnym rozwiązaniem! Jego lekka konsystencja jest plusem, bo szybciej się wchłania i nie musimy czekać 5-10 minut aż produkt całkowicie się wchłonie. A jak z efektami na skórze? Skóra jest idealnie nawilżona, miła w dotyku, gładka, delikatna i jędrna. Poza podanymi wyżej olejami znajdziemy również ekstrakt z żurawiny, olej arganowy, masło shea, masło mango... 

Zapach który ma cała seria jest strasznie delikatny, lekko słodki. Ale z pewnością większości przypadnie do gustu, bo nie jest nachalny i nie gryzie się z mocniejszymi żelami pod prysznic czy perfumami.

Cena za 200ml to 46 zł, co patrząc na inne polskie firmy stawią ją w średniej półce cenowej jeśli chodzi o kosmetyki naturalne. Ale porównując ją do jakości, to jest naprawde niska!

Bardzo polubiłam ten krem i wiem, że zawita u mnie w łazience jeszcze nie jeden raz.



Peeling solny do ciała z masłem shea i solą z Bochni

Ten produkt został moich must have! Miałam parę peelingów solnych w moim życiu, ale wszystkie były beznadziejne, ale brzydko pachniały, albo sól była zbyt mocna... Peeling Solny GoCranberry bije wszystkie peelingi solne czy cukrowe na głowe. Jest delikatny, ale świetnie złuszcza suchy naskórek, dodatek masła shea powoduje idealne natłuszczenie i nawilżenie skóry, dodatkowo skóra jest gładka, jędrna i nawilżona przez wiele dni. 

Nuta zapachowa jest ta sama co w przypadku kremu. Delikatna, przyjemna, lekko słodka.

Cena to 35,50 zł / 200 ml - jak dla mnie nie jest wysoka, gdy kupujemy naprawdę dobry jakościowo produkt. 

Skład prosty, bo głównie sól, masło shea, olej z winorośli, olej z borówki czarnej.






Pokochałam te dwa produkty do ciała. Mają ciekawy skład, zdrowy dla naszej skóry, bez zbędnej chemii, ale również bardzo dobrze na nią działają. Czy polecam? Oczywiście!!

A Wy znacie tą firmę? :)





GoCranberry - żurawinowa pielęgnacja twarzy - pianka do mycia twarz

$
0
0
  GoCranberry niedawno podbiła moje serce peelingiem solnym i masłem do ciała, teraz mam dwa dodatkowe produkty, które zapowiadają się dość ciekawie. Jest to pianka do mycia ciała i itensywnie nawilżające serum przeciwzmarszczkowe na noc. Chcecie wiedzieć o nich więcej? Zapraszam!


Pianka do mycia twarzy
Pianka znajduje się w plastikowej, dobrze wykonanej butelce, która nie cieknie. Jestem w fazie przeprowadzki, pianka wiele razy była albo w kartonie, albo wrzucałam ją do kosmetyczki, nawet ze dwa razy "walała" się luzem po torebce. Niestety, jest to nieodzowny element przeprowadzki i remontu na nowym mieszkaniu. Pianka ani razu nie wyciekła, nie zabrudziła nic, a jest to dla mnie jedna z ważniejszych cech pianek (w swoim życiu miałam ich parę i niestety większość na podróż zupełnie się nie nadawała). Pompka również działa bez zarzutu, nie zacina się, nie wylewa produktu. Na mycie najlepiej wykorzystać pompkę lub maksymalnie dwie. Niestety, będzie to za mało w przypadku pełnego makijażu, czynność musimy powtórzyć, aby doczyścić skórę z makijażu. Dlatego jestem zwolennikiem najpierw zmycia makijażu płynem micelarnym później domywania resztek płynami/piankami. 

Pianka jest bardzo delikatna, nie wysusza skóry, nie szczypie w oczy. Dodatkowo ma piękny, słodkawy zapach.






Skład jest dość przyjemny dla skóry, ze składników aktywnych jest ekstrakt z żurawiny, olej z pestem winogron czy hialuronian sodu. Delikatność składu służy również skórze, która nie przesusza się, nie widać suchych skórek po zastosowaniu pianki. Jest to produkt, który używam prawie codziennie. Dwa razy w tygodniu sięgam po coś mocniejszego tj La Roche-Posay z serii Effaclar. Te dwa produkty idealnie wkomponowały się w oczyszczanie mojej skóry. Pianka kosztuj 32 zł/150 ml, moim zdaniem to dość dobra cena jak na ten skład i takie działanie.


Intensywnie nawilżające serum przeciwzmarszczkowe na noc
Mimo, że mam dopiero (albo aż, zależy jak się patrzy;) ) 24 lata, produkty przeciwzmarszczkowe zawsze gdzieś tam mi towarzyszą. Pamiętajcie lepiej zapobiegać, bo później nic z tym nie zrobimy. Serum znajduje się w ppojemniku typu airless, dzięki czemu jest bardzo higieniczne, łatwo aplikuje się małą ilośc na rękę. Produkt ten tak samo jak pianka czy masło do ciało ma bardzo delikatny, słodki zapach, który pokochałam od pierwszego użycia. Konsystencja jest dość wodnista, ale bardzo szybko się wchłania i można na serum nałożyć dobry krem.

Serum ma w składzie witaminę C, którą poszukiwałam w kosmetykach ostatnimi czasy namiętnie. Dlaczego? Na blogu Italiany, przeczytałam o serum w witaminą c z Biochemii Urody, później ciągle gdzies o niej i jej "magicznych" właściwościach słyszałam. Dlatego bardzo ucieszyłam się na jej widok. Dodatkowo ma jeszcze kolagen pochodzenia morskiego, kwas hialuronowy, skwalan, ekstrakt z owoców żurawiny oraz witaminę E. Ciekawie prawda?





Serum kosztuje 39zł/ 30 ml co moim zdaniem jest naprawdę dobrą ceną! Produkt ten bardzo polubiłam za to że szybko się wchłania, dodatkowo przy codziennym stosowaniu wraz z moim nawilżającym kremem widzę różnicę w elastyczności skóry, ale także zostało poprawione jej nawilżenie oraz koloryt.

Pianka jest i serum bardzo przypadły mi do gustu i z pewnością sięgnę po inne produkty z tej serii. A Wy znacie ich produkty? Lubicie?


Mohani olej z pestek truskawek czy można się z nim polubić?

$
0
0
   Pielęgnacja olejami jest już właściwie znana wszystkim. Można olejować twarz, zmywać makijaż metodą OCM, olejować włosy, ale także pielęgnować odpowiednio nasze ciało. Czym wyróżnia się olej z pestek truskawek? Czy jest wart zakupu? A może powinniśmy być wierni podstawowym olejom jak np. olej kokosowy? Na te pytania znajdziecie odpowiedz poniżej, zapraszam!




Truskawki każdy z nas ceni najbardziej w porze letniej, kiedy można je kupić dosłownie wszędzie. Ich smak i aromat przyciąga niejedną osobę, dlatego tak bardzo wyczekujemy kiedy pierwsze najlepiej polskie partie będą w sprzedaży. Olej z pestek truskawek jest nowością, która powoli zaczyna podbijać rynek polski. Co to w ogóle jest? Do czego się to stosuje?

Olej z pestek truskawek polecany jest do skóry:
- przetłuszczającej się oraz trądzikowej,
- odwodnionej i zwiodczałej,
- wrażliwej, a nawet podrażnionej,
- dojrzałej wraz z pierwszymi oznakami starzenia się skóry.

Pośród tylu olejów, akurat ten najbardziej opisem pasuje do mojej skóry. Dlatego od razu wiedziałam, że musze go mieć :)


Miałam już wiele olejów w mojej kosmetyczce, zaczynałam od arganowego, poprzez sezam, macadamię, kokos, olej ze słodkich migdałów czy awokado. Mówiąc szczerze najbardziej spodobały mi się trzy oleje: kokos, ze słodkich migdałów i awokado. Każdy z nich jest inny, ma inne właściwości i inaczej je równiez stosowałam. Zanim poznałam metodę OCM kochałam olej kokosowy bo świetnie zmywał makijaż. Teraz metoda zmywania makijażu olejami wyparła do zera olej kokosowy - przynajmniej w moim przypadku. Dlaczego? Metodę OCM możemy dowolnie modyfikowac poprzed oleje które do niej używamy, bądz ich ilość. Jeśli mamy bardziej zanieczyszczoną skórę dajemy więcej oleju rycynowego, jeśli skóra jest w lepszej kondycji to oleju rycynowego dajemy np trzy razy mniej. Dodatkowo do oleju rycynowego dodajemy oleje które będą łagodnie działać na potrzeby naszej skóry. U mnie bardzo często był to olej ze słodkich migdałów, który kocham miłością wierną. Fajnym zamiennikiem dla niego może być olej z awokado. Dobrze jest też kupowac oleje na przemian, raz ze słodkich migdałów raz awokado, aby skóra nie przyzwyczajała sie do jednego produktu.

Ale wróćmy do oleju z pestek truskawek. Czym on się wyróżnia?

Z pewnością ceną. Za buteleczkę 50 ml musimy zapłacić 51 zł. Ale uwierzcie, warto! Dlaczego cena niektórych olejów jest wyższa niż innych? Bo aby wycisnąć olej z danego owocu bądz rośliny mamy różne zapotrzebowanie wagowe. Dla np. oleju ze słodkich migdałów potrzebujemy mniej surowca niż w przypadku truskawek czy opuncji figowej.

Olej ten używam jako dodatek do metody OCM, dodaje dosłownie parę kropel. Częściej jednego używam go na noc (2-3 razy w tygodniu), zamiast kremu. Olej z pestek truskawek wyróżnia się z pewnością barwą ale i zapachem. Kolor jest lekko żółto-zielony, ale dodatkowo brudnawy. Nie ma się czego bać! Na skórze nie widać tego zupełnie, więc nie musimy obawiać się, że przestraszymy naszym wyglądem męża bądz partnera. Zapach jest mniej przyjemny w porównaniu do znanych mi olejów, ale...jeśli działa to zapach jest dla mnie mało istotną sprawą :)

Olej z pestek truskawek ma rewelacyjne działanie na skórę! Po pierwszym użyciu widać już diametralną różnice. Skóra jest gładsza, bardziej miękka, nawilżona, pozbawiona suchych skórek, faktycznie mniej się przetłuszcza czyli normalizuje wydzielanie sebum i większość krostek znika. Olej ten zaczęłam używac gdy moja skóra była w bardzo kiepskiej kondycji. Ostatnio miałam troche problemów zdrowotnych, skóra była strasznie odwodniona i mówiąc szczerze nie dbałam o nią jak zwykle. Po używaniu tego olejku przez ok 5 dni pod rząd skóra poprawiała się do stanu lepszego niż przed chorobą. Poznikały suche place, krostki, wypryski, można było dodatknąć skóry i nie była ona sucha jak kartka papieru. Aktualnie stosuję olej co drugi, bądz trzeci dzień. Nie lubię nakładać non stop oleju na buzię, bo wiem że skóra przyzwyczaja się, są później problemy z wydzielaniem sebum, skóra jest strasznie przesuszona i nie da się za bardzo zmienić jej stanu. Gdy pracowałam jeszcze w kosmetykach miałam wiele klientek które po używaniu olejów codziennie na noc po paru latach miały straszne problemy ze skórą. Nic im nie pomagało, ani zabiegi kosmetyczne, ani kremy. Skóra sama wołała o olej, ale nie poprawiała nawilżenia skóry, dlatego uważajcie z olejami i nie przywyczajajcie skóry do nich przy codziennej pielęgnacji.

Produkt ten, jak na olej bardzo szybko się wchłania. Oczywiście pozostawia trochę tłustej warstwy, ale inne oleje pozostawiają ją sto razy gorszą i od rana budzimy się z twarzą świecącą się jak... choinka na święta :) Tutaj nie ma takiego problemu, olej ten jest bardziej olejem suchym, który wchłania się i nie powoduje nadmiernego przetłuszczania skóry. Dodatkowo jest lekki i nie zapycha skóry, co też jest dość ważne przy skórze trądzikowej. Mój olej jest olejem 100% z pestek truskawek, nierafinowanym, tłoczonym na zimno, 


Marka Mohani produkuje swoje oleje w szkalnych butelkach z ciemnego szkła, dzięki czemu mniej promieni słonecznych dociera do produktu i olej tak szybko się nie psuje. Dodatkowo każdy olej ma pipetkę, która moim zdaniem jest rewelacyjnym rozwiązaniem przy olejach. Nakładamy na dłoń tyle ile potrzebujemy, nic nie wylewa się obok. Niektóre firmy produkują oleje z pompkami, ale jest to strasznie nietrafiony pomysł.

Produkt ten możecie kupić w sklepach Helfy, które są stacjonarnie we Wrocławiu (w 4 miejscach ale zaraz kolejny otworzy się na Gaju), Krakowie, Toruniu i Katowicach - dokładne adresy znajdziecie na ich stronie. Nie jest to żadna płatna reklama :P pokochałam to miejsce od pierwszego wejścia tam (zanim zostałam jeszcze blogerką!), dlatego polecam z czystym sumieniem :) Znajdziecie tam naprawdę bardzo dużo różnorodnych olejów, ale również innych ciekawych produktów.


Ulubieńcy października

$
0
0
   Dawno nie pokazywałam ulubieńców! Dziś chciałabym Wam pokazać kilka produktów, które w ostatnich miesiącach podbiły moje serce, a szczególnie towarzyszyły mi w październiku. Trudno jest co miesiąc znaleźć dobre jakościowo produkty, które okażą się produktem godenym uwagi i zakupu. Gdzieś tam jednak w głębi duszy wolimy trzymać się produktów, które lubimy i się u nas sprawdzają. Jednak ostatnio w moje ręce wpadło kilka perełek! Zapraszam :)



Zacznijmy od makijażu, ponieważ tutaj mam najwięcej produktów. Pierwszym z nich jest podkład Match Perfection od firmy Rimmel. Mam do w kolorze 103 true ivory, na tę chwilę jest już minimalne za ciemny, ale wiecie co? Ostatnio kupiłam w ciemno na promocji w Rossmannie kolor 101, po prostu wzięłam jaśniejszy odcień. Na ręku tester wydawał się ok, natomiast w domu był ciemny jak dla murzynki, także uważajcie z wyborem koloru. Jeśli macie jasną karnację to tylko i wyłćzanie 100, a później 103. 101 i 102 są dość ciemne. Co do samego podkładu, bardzo ładnie wyrównuje koloryt, dopasowuje się w miarę do koloru skóry, tworzy ładne, lekko satynowe wykończenie i nie podkreśla suchych skórek. Kosztuje ok 40 zł, jednak polecam kupowac go na promocjach za 20-25 zł. Więcej przeczytacie o nim TU
Kolejnym produktem jest paletka Naked Basic od Urban Decay. Zakochałam się w niej od pierwszego użycia. Nigdy nie rozumiałam fenomenu tej firmy i paletek które produkuje, ale teraz już znam. Cienie są bardzo delikatne, ale dość mocno napigmentowanie, rozcierają sie jak marzenie, na oku trzymają się cały dzień. Znajduje się w niej 6 kolorów. Trzy jaśniutkie jako baza, jeden pośredni i dwa dość intensywne (czarny i brązowy). Dla mnie troszkę za mało jest ciemnych cieni, które możemy nałożyć w załamanie powieki. Jeśli zastanawiacie się nad zakupem paletki z tej firmy - jak najbardziej polecam. Koszt takiej przyjemności to 145 zł, ale z pewnością warto!
Jak już jesteśmy w makijażu oczu to idealnym produktem do wytuszowania rzęs jest maskara Hi-Tech Pierre Renne. Małym minusem jest dla mnie silikonowa szczoteczka za którymi nie przepadam, ale jeśli tylko nauczymy się nią posługiwać to mamy zagwarantowane piękne rzęsy. Maskara świetnie wydłuża i pogrubia rzęsy, nie osypuje się i nie tworzy efektu pandy. Kosztuje ok 19 zł. 
Następnym produktem jest żel do brwi/maskara przyciemniająca BROWColor z Golden Rose. Polubiłam ją za to, że świetnie utrzymuje brwi w ryzach przez cały dzień, a kiedy mamy swoje, naturalne brwi ciemne i ładne nie musimy nakładać nic poza tym. Kosztuje 12 zł, co jest bardzo niską ceną, a teraz jest w promocji za 9,90 zł. Jeśli chodzi o firmę Golden Rose to są jeszcze dwa produkty, dokładniej mówiąc szminki. Jedna z serii Velvet Matt, druga z serii Lipstick nawilżającej pomadki do ust. Velvet Matt w kolorze 12 jest pięknym kolorem brudnego, ciemnego różu. Miałam go w pracy z dwoma innymi koleżankami, gdzie każda z nas miała inną karnację i kolor włosów. Na każdej z nas kolor ten wyglądał zupełnie inaczej! Piękny kolor na jesienne dni. Koszt to ok 12 zł. Lipstick nawilżająca pomadka do ust ma zupełnie inne wykończenie, lekko połyskujące, nawilżąjące. Mam kolor 150, jest to kolor podchodzący pod nude, ale z lekką kroplą różu. Koszt to 10 zł. 
Kolejnym produktem jest róż do policzków Hug Me z firmy Clare Blanc. Jest to róż mineralny z dodatkiem drobinek. Nie lubię codziennie nakładać rozświetlacza, dlatego ten róż jest idealny, bo ma satynowe wykończenie. Róż trzyma się cały dzień na policzkach, ładnie podkreśla kolor i dodaje żywej barwy naszej skórze. Mam jeszcze odcień Peach Pop i Rasb Bomb, które również polecam, ale one mają już wykończenie bardziej matowe.

Od lewej róż Hug Me Clare Blanc, pomadka Golden Rose Velvet Matt nr 12, pomadka Lipstick nawilżająca 150.





Teraz czas na odrobinę pielęgnacji. Pierwszym z tych produktów jest olej z pestek truskawek. Bardzo dobrze wpływa na wygląd skóry, nawilża ją, normalizuje wydzielanie sebum i niwelizuje krostki oraz trądzik. Więcej możecie o nim przeczytać TU. Następnym produktem jest serum przeciwzmarszczkowe na noc z GoCranberry. Świetnie nawilża skórę, idealny jako baza pod mocniejszy krem. Widać poprawe w jędrności skóry. Tutaj znajdziecie o nim więcej. Z firmy Orientana jest świetny peeling do twarzy z papają i żen-szeniem. Jest to peeling enzymatyczno-mechaniczny. Nakładam go na 5-10 minut w formie peelingu enzymatycznego, następnie lekko pocieram i zmywam. Drobinki pestek moreli orzechów delikatnie, ale bardzo skutecznie złuszczają naskórek. A kremowa formuła peelingu enzymatycznego i wyciągu z papaji delikatnie oczyszcza skórę. Zostaje nam ostatni produkt, jest to antyprespirant Vichy. Towarzyszy mi już od roku albo nawet i dłużej. Świetnie walczy z nadmiernym poceniem przez cały dzień. Więcej możecie dowiedzieć się o nim TU.

A jakie są Wasze ulubione produkty? :)

Olejek do masażu i kąpieli Mikkolo - dla skóry wrażliwej i przesuszonej, ale również dla dzieci od pierwszych dni życia

$
0
0
     Nie ma chyba na świecie osoby, która chociaż raz na jakiś czas nie chciałabym się wykąpać i zrelaksować. Dla mnie kąpiel to rytuał dla całego ciała ale również i zmysłów, który jest niezbędny dla dobrego samopoczucia i zrelaksowanego ciała. Jak kąpiel to tylko z dodatkami takimi jak olejki, kule, płyny do kąpieli. Dziś chciałabym przedstawić Wam olejek do kąpieli ale również i masażu Mikkolo. Czy jest wart uwagi? 



Oczywiście, że jest! Olejek Mikkolo, jest produktem przeznaczonym do pielęgnacji skóry przesuszonej, wrażliwej, ale również dziecięcej (można stosować nawet od pierwszych dni życia). Produkt ten można używać jako dodatek do kąpieli, dzięki czemu zmiękczy i nawilży naszą skórę bez większego wysiłku. Można również nasmarować ciało po kąpieli, aby nawilżyć i odżywić skórę. Oczywiście olejek ten idealnie sprawdzi się do masażu ciała, ale również znalazł u mnie zastosowanie w pielęgnacji włosów.

SKŁAD: Caprylic/Capric Triglyceride, Helianthus Annuus Seed Oil, Citrullus Vulgaris Seed Oil, Cocos Nucifera Oil*, Oenothera Biennis Oil, Argania Spinosa Kernel Oil*, Tocopheryl Acetate.

Jak sami widzicie, skład jest dość treściwy bo znajduje się w nim olej z pestek arbuza, olej kokosowy, olej słonecznikowy, olej z wiesiołka, olej arganowy i witamina E. Dodatkowo, skład jest bardzo przejrzyście pokazany na opakowaniu oraz w ciekawy sposób podane są nazwy poszczególnych składników i ich właściwości. Sami spójrzcie:




Takie oznaczenia w bardzo łatwy i przyjemny dla oka sposób pokazują skład, który przez wiele osób jest opuszczany ze względu na trudnośc nazw w nim występujących. Nie każdy zdaje sobie sprawe co oznacza Argania Spinosa Kernel Oil, mimo ludzie zaczynają umieć czytać składy kosmetyków, to dalej istnieją nazwy które są specyficzne i trudne jak olej z wiesiołka (Oenothera Biennis Oil). Takżę jest na TAK za takimi rozwiązaniami! 

Olejek znajduje się w plastikowej butelce z pompką, co jest dla mnie strzałem w 10. Nienawidzę odkręcanych normalnie korków, bo zawsze gdzieś się chlapne i pobrudzę, szczególnie podczas masażu bądz nakładania olejku na skórę. Tutaj nie ma takiej możliwości. Pompka jest dobrej jakości, nie cieknie, dozuje olej w odpowiedni sposób do wanny czy na rękę.

Tak jak pisałam wyżej, olej ten ma wiele zastosowań. Do kąpieli używałam go dośc często, głównie są to 3-4 pompki. Skóra po kąpieli jest nawilżona, gładka i zregenerowana. Moja mama szczególnie polubiła go w tej wersji i praktycznie głównie zużyła go sama. Czasami nakładałam go na całą skórę, jednak nakładanie oleju nie jest moją ulubioną formą nawilżenia skóry, bo jednak trzeba chwilkę zaczekać aż produkt się wchłonie. Nie zmienia to faktu, że i w tej czynności spisał się na medal. Podczas masażu również nie można mu nic zarzucić. Stwarza odpowiedni poślizg na skórze, nie trzeba go non stop na nowo nakładać. Oczywiście skóra po takim masażu jest świetna. Olejek zostaje lekko podgrzany poprzez pocieranie skóry i mam wrażenie, że głębiej w nią wnika. Jeśli chodzi o włosy to stosowałam go najrzadziej. Jednak i tutaj bardzo się polubiliśmy. Włosy po umyciu były gładkie i lejące. Nie zauważyłam aby wzmagał puszenie się włosów, co niestety często u mnie występuje po olejowaniu :)

Olejek kosztuje 49 zł za 250 ml. Jednak cena przekłada się na jakość tego produktu. Polecam z czystym sumieniem, bo wiem, że nawet najbardziej wrażliwa skóra go pokocha od pierwszego użycia.


Produkty warte uwagi: Golden Rose makijaż ust i oczu

$
0
0
    Wracam po woli do regularnego blogowania. Niestety wcześniejsza praca trochę mi to uniemożliwiała (różne godziny i dni pracy), ale zaczynam wracać do "żywych". Dziś kolejny post z serii produkty godne uwagi, tym razem bierzemy pod lupę firmę Golden Rose. Jesteście ciekawi jakie perełki w swoim asortymencie ma GR? Zapraszam!


Firma Golden Rose posiada głównie w sprzedaży produkty do makijażu ale zjadziemy u nich również lakiery do paznokci czy różne akcesoria. Dziś chciałabym Wam pokazać kilka naprawdę dobrych produktów, które warto zakupić i mieć w swojej kosmetyczce. Będą to produkty do makijażu ust, brwi czy oczu.

GR jest dystrybutorem kosmetyków firmy Erkul Cosmetics. A więc dokładniej mówiąc firma jest polska, ale kosmetyki są tureckie. Nie wiem jak Wam, ale mi to zupełnie nie przeszkadza, tymbardziej, że kosmetyki nie uczuliły mnie, mają świetną jakoś i są tanie jak barszcz!


Pierwsze pod lupę idą produkty do makijażu oczu ale również brwi.

Dream Eyes Liner 426
Jest to kredka beżowego, lekko żółtego koloru. Idealnie nadaje się na linię wodną oka. Świetnie pogłębia kolor oczu, ale równiez podkreśla zrobiony makijaż i powiększa optycznie samo oko. Koszt to ok 6.30 zł. 

Dream Eyebrow Pencil 302
Jest to pierwszy produkt do brwi z GR który zakupiłam. Kredka jest w różnych odcieniach dlatego każdy dobierze coś dla siebie (jest aż 9 odcieni!). Dodatkowo ma odrobinę wosku w składzie dzięki czemu świetnie trzyma się na brwiach cały dzień. Poleciłabym ją osobom, które zaczynają swoją przygodę z makijażem brwi, bo ma w zestawie mały grzebyczek na zakrętce, który pozwoli zetrzeć nadmierna ilość produktu. Wosk zawarty w składzie trzyma w ryzach włoski cały dzień, także nie potrzebujemy dodatkowego produktu jak w przypadku pudru do brwi, gdzie wosk lub żel jest konieczny. Sama kredka jest też poręczna, uwielbiam brać ją na wszelkie wyjazdy bo jest mała i mieści się nawet w podręcznej kosmetyczce. Jest to kredka temperowana, od razu polecam dla niej temperówkę Golden Rose, nie wiem czemu ale przy innych non stop mi się łamała. Przy tej temperówce nie mam z nią najmniejszego prodblemu, a przyda się Wam też do innych produktów tej firmy. Koszt to 7,90 zł.

Longstay Precise Browliner 102
Na tą konturówkę skusiłam się po licznych ochach i achach w internecie, gdzie była porównywana do słynnej już konturówki Anastasia Beverly Hills. W porównaniu z opisywaną przeze mnie kredką powyżej ta jest automatyczna. Wystarczy przekręcić zakrętkę i kredka wychodzi lub ją chowamy. Wkład jest o wiele cieńszy niż w przypadku Dream Eyebrow Pencil co ma swoje plusy i minusy. Napewno o wiele łatwiej jest nią manewrować i zrobić odpowiednią kreskę, jednak robimy to dwa razy dłużej i jest mniej wydajna. Przy tym produkcie nie potrzebujemy temperówki. Sama w sobie kredka bardzo dobrze podkreśla kolor brwi, ma o wiele lepszy grzebyczek do wyczesywania niż kredka powyżej, jednak przy tej konturówce trzeba nałożyć żel bądz wosk na brwi. Odcieni mamy mniej, bo jest ich 7. Kosztuje 19,90 zł.

Eyebrow Powder 104
Kolejnym produktem do brwi jest puder. Jego wydajność jest ogromna! Mam go około roku, używam prawie non stop i ledwo co widać zużycie produktu. Puder bardzo dobrze nakłada się na skórę. Do zestawu dołączony jest mini pędzelek, ale od razu radzę Wam kupić inny. Odcieni jest 7 więc nie ma problemu z dobraniem koloru, jest nawet bardzo jasny odcień w numerze 102. Puder jest dość intensywny, dlatego warto po aplikacji wyczesać brwi z nadmiaru produktu. Do pudru potrzebujemy tak jak pisałam wyżej pędzelek ale również czesadełko/grzebyczek i żel bądz wosk do utrzymania włosków w ryzach. Produkt ten bardzo lubię i to własnie on głównie gości na moich brwiach. Świetnie trzyma się cały dzień na skórze, można nakładać różne intensywności koloru w zależności od makijażu. Kosztuje 10,90 zł.

Brow Color Tinted Eyebrow Mascara 103
Używam tego produktu głównie jako żelu utrwalającego do brwi, jednak sprawdzi się jako samodzielny produkt u osób które zaczynają swoją przygodę z makijażem, bądz makijażem brwi. Efekt przyciemnienia jest dość delikatny, ale to wszystko zależy również od koloru. Sama mam dość jasny odcień (103), a jest ich 7, więc nie ma problemu z doborem koloru. Maskara ma świetną, małą szczoteczkę, którą łatwo jest manewrować aby dobrze ułożyć brwi. Jako żel utrwalający sprawdza się doskonale, włoski są na swoim miejscu przez cały dzień. Koszt to 11,90 zł.

Style Liner Metallic Black & Black
Eyeliner nie jest użwany przeze mnie do codziennego makijażu, dlatego potrzebowałam coś co nie zaschnie mi po tygodniu. Dziewczyny na stoisku poleciły mi ich produkt z serii Metallic. Faktycznie po otwarciu nie zasycha, nic nie dzieje się z konsystencją. Wybór kolorystyczny jest ogromny! Wybrałam kolor czarny, który jest piękny, głęboki, świetny do mocniejszych makijaży. Pędzelek dobrej jakości, nie rozdwaja się, można zrobić nim precyzyjną, cienką kreskę. Kosztuje 13,90 zł.



Golden Rose w swoim asortymencie ma bardzo dużo pomadek, kredek do ust, konturówek czy błyszczyków. Jestem zachwycona wyborem jaki mają. Znajdziemy pomadki matowe, bardziej nawilżające, satynowe, ale również konturówki, kredki matujące, pomadki płynne matowe. Każdy znajdzie z pewnością coś dla siebie, tymbardziej że każda seria ma szeroki wybór kolorów.

Velvet Matte Lipstick 02, 07, 12, 18
Jest to chyba wszystkim znana pomadka. Pierwszy raz kupiłam ją jakieś 4-5 lat do tyłu, kiedy dopiero matowe pomadki zaczęły podbijać sklepy i serca kobiet. Był to numer 7. Mówiąc szczerze formuła tej szminki jest inna i z pewnością gorsza od tych co można dostać teraz. Aktualnie pomadki mają fajną konsystencję, która równo nakłada się na usta, nie wysusza ich, nie podkreśla suchych skórek. Moimi dwoma ulubieńcami jest numer 2 i 12. Kolory te są dość podobne, ale świetnie wyglądają do dzienniego jak i mocniejszego makijażu. Pasują brunetką, blondynką, osobom z  ciemniejszą karnacją, średnią czy też bardzo blądą. Opisywałam jedną z nich ostatnio w ulubieńcach. Miałam ją razem z dwoma koleżankami w pracy, każda z nas jest zupełnie inna, czy to chodzi o kolor włosów czy odcień karnacji. Na każdej z nas ten kolor wyglądał zupełnie inaczej, jednak nie zmienia to faktu że wyglądał fenomenalnie. Kolor nr 18 jest piękną czerwienią, łudząco podobną do Russian Red. Tutaj na zdjęciu nie widac aż tak podobieństwa, ale mam także oryginalną Russian Red i kolor jest niemalże identyczny. Pomadki Velvet Matte dają bardzo ładny, matowy odcień, który utrzymuje się na ustach długie godziny. Według mnie trwałością mogłabym porównać je do pomadek matowych MAC. Wybór kolorów jest spory, bo z tego co pamiętam jest już prawie 40 różnych odcieni (w tym kolor czarny!). Cena to 11,90 zł.

Vision Lipstick 110, 124
Ta seria różni się od Velvet Matte wykończeniem i konsystencją. Konsystencja jest bardziej masłowa, dzięki czemu nawilża usta i lepiej utrzymuje się pigment na skórze. Jest to możliwe dzięki zawartości masła shea i oleju jojoba w składzie pomadki. Wykończenie jest przez to bardziej kremowe, wręcz czasami perłowe (w zależności od koloru). Pomadka faktycznie bardzo dobrze trzyma się na ustach, nie klei się. Polecam ją na jesień/zimę, kiedy usta są wysuszone poprzez niskie temperatury. Aktualnie mam dwa kolory z tej serii w swojej kosmetyczce, jest to kolor 124 i 110. 124 jest moim jesiennym ulubieńcem - fuksja pięknie podkreśla makijaż. Natomiast 110 wybieram głównie w lato. Kosztuje 10,90 zł.

Lipstick nawilżająca pomadka do ust 150
Jest to stosunkowo niedawno zakupiona pomadka i pierwsza z tej serii. Konsystencja jest odrobinę podobna do serii Vision Lipstick, lekko kremowa, dobrze nawilżająca usta. Odcień 150 podbił moje serce, tymbardziej przy codziennym makijażu. Jest to odcień nude z odrobiną różu, a wykończeniu świetlistym, lekko kremowym. Idealny do mocnego ale i delikatnego makijażu. W tej serii jest najwięcej kolorów bo ok 50, mają różne wykończenie więc musicie każdy kolor najpierw sprawdzić na ręku, a nie kupować w ciemno przez internet. Kosztuje zaledwie 9,50 zł. 

Matte Crayon Lipstick 04, 10
Tych kredek nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Szturmem podbiły serca wielu blogerów, vlogerów, makijażystek, a także zwykłych konsumentów. Mają wykończenie matowe, jednak konsystencja jest bardziej kremowa niż w przypadku Valvet Matte. Kredke bardzo łatwo zatemperować, polecam do tego temperówkę GR. Red Lipstick Monster polecała ją jako świetny produkt do torebki bo nigdy jej się nie otworzyła. Nie wierzcie w to! Akurat jeśli chodzi o otworzenie to zdarzyło się to mi i mojej koleżacne. Niestety były to czerwienie więc domycie toreb było wręcz niewykonalne. Poza tym pomadka jest świetna. Bardzo ładnie pokrywa usta, kremowa formuła nie wysusza ust, kolor utrzymuje się przez wiele godzin, nawet podczas jedzenia czy picia. Mam odcień 04 czyli mocną czerwień oraz 10 brudny róż. Kolorów jest ok 25, także jest w czym wybierać. Jeśli jeszcze jej nie próbowałyście to musicie ją koniecznie kupić! Kosztuje 11,90 zł. 

Dream Lips Liner 503, 511
Najlepsze i najtańsze konturówki jakie miałam okazje kupić. Nadają się również do malowanai całych ust. Kolor trzyma się wiele godzin, nie wyciera się. Niestety mogą lekko przesuszyć usta, także lepiej nakładać je na pomadkę ochronną. Kosztują 6,30 zł.

Color Sensation Lipgloss 103
Czasami lubię nałożyć delikatny błyszczyk, aby dodać odrobinę koloru do makijażu. Błyszczyk z tej serii mam w kolorze 103, idealny nudział. Pięknie wygląda na buzi, szczególnie do makijażu make up no make up. Niestety jest mało trwały, ale w końcu to błyszczyk ;). Kosztuje 12,90 zł.

Sheer Shine Stylo
Jest to mój nowy nabytek. Zapomniałam zrobić swatch, jednak jest to coś pomiędzy błyszczykiem, a woskiem z dodatkiem koloru. Nadaje delikatną barwę skórze. Świetnie nawilża usta. Mam go w kolorze 11, który idealnie pasuje do dziennego makijażu. Nie rozstaję się z nim podczas tej jesieni, bo dzięki niemu nie mam problemu z suchymi skórkami. Kosztuje 14,90 zł.

Jeśli jesteście z Wrocławia polecam stoisko w Magnolia Park. Dziewczyny zawsze z uśmiechem doradzą Wam kolory, bądz produkty. Mimo wielu klientów zawsze są miłe ;) !  A mam porównanie również do innych punktów GR we Wrocławiu. Tak trzymać Dziewczyny!!! :)

Podoba się Wam seria produkty warte uwagi? Chcecie więcej takich postów? :)






HUG ME - róż mineralny i pędzel skośny Clare Blanc

$
0
0
  Jeszcze do niedawna jeśli ktoś zapytałby się mnie "znasz firmę Clare Blanc?" odpowiedziałabym przecząco, a wręcz zdziwiłabym się, że istnieje. Clare Blanc jest mark polską, dokładniej pochodzi z Krakowa, a swoją siedzibę ma również w Nowym Jorku! Zadziwiające, że w internecie prawie nie ma na ich temat recenzji, większość osób po prostu nigdy o nich nie słyszała. Bardzo zainteresowali mnie swoim asortymentem, a jeszcze bardziej minimalistyczną ilością opini (większość jest pozytywna!). A więc zaczynajmy :)



Firmę Clare Blanc poznałam w sklepie Organique w Magnolia Park we Wrocławiu. Mają tam kilka produktów i testerów, dzięki czemu można zobaczyć kolor na dłoni, a nawet poprosić o makijaż, dziewczyny chętnie go robią. We wrześniu odbył się tam event na którym można było poznać założycielkę marki, a nawet zostać umalowaną przez profesjonalną makijażystkę pracującą w Clare Blanc. 

Gdy pierwszy raz zobaczyłam ich produkty mina mi trochę zrzedła. Cenowo nie jest to najniższa półka. Pędzle zaczynają się od ok 50 zł i ida w górę, pędzel do podkładu kosztuje ok 150 zł. Róże to koszt 75 zł, a podkłady ok 130 zł. Jednak po rozmowie z Panią Igą (założycielką i pomysłodawczynią Clare Blanc) zmieniłam zdanie. Po pierwsze jest to bardzo miła, mądra i otwarta osoba. Jeśli mamy jakiekolwiek spostrzeżenia, nawet te negatywne, przyjmuje je oraz spokojnie tłumaczy co i jak.

Dlaczego cena podkładów jest tak wysoka? Podkłady są pakowane w 14 g opakowania, jest to największe opakowanie w tej chwili na rynku. Jeśli porównywalibyśmy 10 g opakowania (a takie głównie istnieją na rynku polskim) do innych firm to cena wychodzi właściwie taka sama. Na ich stronie internetowej są również 4g słoiczki, jednak cenowo jest to zupełnie nieopłacalnie. Bardziej opłaca się zakupić większą gramaturę i tak są to minerały więc data ważności ich nie obowiązuje.

Dlaczego pędzle są w tak wysokiej cenie? Pędzle produkowane są w Niemczech, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Jest to jedna z niewielu firm produkująca swoje pędzle w Europie. Większość firm m.in. Zoeva produkują pędzle w Chinach i tym podobnych krajach, przez co ich jakość po pewnym czasie użytkowania pozostawia wiele do życzenia. Włosie jest syntetyczne, ale wysokiej klasy. Nie jest naturalne, żeby po prostu wytrzymało dłużej, a każdy pędzel był identyczny i miły w dotyku.

Z Clare Blanc mam pędzel skośny do różu bądz bronzera, róż mineralny HUG ME oraz próbkę cienia do powiek Milky Way.


Pędzel sprawuje się fantastycznie! Ma drewnianą rączkę przez to jest cięższy niż wiekszość moich pędzli. Jego włosie jest bardzo miękkie, delikatne, nadaje się nawet do bardzo wrażliwej skóry. Mówiąc szczerze sprawuje się nawet lepiej od moich pędzli Hakuro czy Zoeva! Nie dość że bardzo dobrze nakłada produkt, blenduje go, to mam jeszcze wrażenie, że nałożony nim kosmetyk dłużej trzyma się na buzi. Jestem nim zachwycona! Kosztuje niestety 140 zł, ale warto!

Cień ukradła mi siostra bo zakochała się w jego delikatnym odcieniu. Jest to odcień Milky Way, piękny, jasny, mocno rozświetlony, lekko perłowy i migoczący. Można nałożyć go na całą powiekę do makijażu make up no make up, bądz w kącik w celu rozświetlenia mocnego makijażu. Ma bardzo dużo zastosowań i wygląda fenomenalnie. Niestety, swatchów nie mam, ale możecie cień zobaczyć TU. Cena to 46 zł za 1.8 g opakowanie.


I został mój ulubieniec - róż mineralny. Pokochałam go od pierwszego użycia. Odcień który posiadam to HUG ME. Jest to kolor zimnego, ale żywego, satynowego, z lekkimi drobinkami rozświetlającymi różu. Mówiąc szczerze cieszę się, że ma drobinki bo moja skóra wygląda na zdrowszą, bardziej świeżą (nie przepadam za typowymi rozświetlaczami). Kolor możemy budować. Jedna warstwa wystarczy do makijażu dziennego, jednak przy wieczorowym makijażu polecam nałożyc dwie lekkie warstwy. O wiele lepiej to wygląda. Opakowanie jest bardzo dobrej jakości, gdy chcemy wysypać troche różu wystarczy przesunąc blokadę. Przy zamkniętym sitku, nawet podczas podróży, róż nie wysypuje ani nie osypuje się. Sam w sobie róż bardzo ładnie wygląda na policzkach, trzyma się przez cały dzień. Mamy do wyboru jeszcze inne odcienie, podobają mi się jeszcze PEACH POP i RASP BOMB. Koszt to ok 75 zł. 

Znacie firmę Clare Blanc? Macie jakieś ich produkty?




Lakiery hybrydowe HYCO

$
0
0
   W ostatnim czasie lakiery hybrydowe podbiły serca wielu kobiet. Nie trzeba iść do kosmetyczki, aby mieć piękne paznokcie, wystarczy zakupić "starter kit" i można rozpocząć z nimi przygodę w domu. Lakiery hybrydowe wyróżniają się z pewnością trwałością, dzięki nim można cieszyć się pięknym manicurem przez wiele dni, a nawet tygodni! Dziś chciałabym Wam przedstawić firmę HYCO, która produkuje lakiery hybrydowe. Czy warto w nie zainwestowac? Czy lepiej wybrać inną firmę?


Z firmy HYCO mam 6 kolorów, zaczynając od jasnych, po ciemne ale równiez te z drobinami mniejszymi jak i większymi. Dodatkowo aby sprawdzić jakość lakierów mam jeszcze bazę i top, bo nie wiem jak Wy ale ja zauważyłam, że lakiery danej firmy lepiej trzymają się z bazą i topem tej samej firmy. W skład moich lakierów wchodzą kolory numerzach 03, 15, 20, 35, 48, 52. Wybierałam je na podstawie wzornika dostępnego internetowo. 



Kolor 03 jest delikatnym, mlecznym różem, 20 to już lekko mocniejszy odcień różu, jednak dalej stonowany, idealny do pracy czy szkoły. 15 trochę przypomina kolor wina, jak dla mnie jest to piękny, jesienny odcień. 52, 35 jak i 48 mają drobiny. Mówiąc szczerze kolor 35 myślałam, że jest bez drobinek, bo na wzorniku był normalny odcień. Jest to ciekawy odcień granatu, świetny na jesien i zimę. Niestety 52 jak i 48 najmniej przypadły mi do gustu, nie chodzi tutaj o sam kolor, bo on jest ładny, ale o tym poniżej. 52 jest to odcien brudnego różu ze złotymi drobinami, natomiast 48 to lekko zimny złoty brokat.




Lakiery hybrydowe HYCO bardzo dobrze trzymają się na paznokciach. W moim przypadku jeśli hybryda wytrzyma dłużej niż tydzień to duży sukces. Nie chodzi tutaj o sposób nakładania, czy moje umiejętności, bo wielokrotnie robiłam hybrydy u różnych kosmetyczek i efekt był ten sam. Mam zbyt kruchą płytkę abym mogła nosić lakier np 3 tygodnie jak niektóre Panie. Lakiery HYCO nie kruszą się, mają ciekawą gamę kolorystyczną, bardzo ładnie wyglądają na paznokciu, niestety nie każdy lakier nakłada się tak samo dobrze. Możecie spojrzeć na zdjęcie powyżej gdzie na wzorniku widać, że kolor 48 jak i 52 zostawia smugi. Bardzo długo namęczyłam się aby w miarę możliwości dobrze je rozprowadzić, ale jak widać i tak powstały smugi. Odcień 35 wystarczyło nałożyć raz i kolor jest perfekcyjny, bez smug i jakichkolwiek niedociągnięć. Nie wyobrażam sobie abym miała nakładać na wszystkie paznokcie odcień 48 lub 52. Zajęłoby mi to wieczność, a powstałe smugi doprowadziły do nerwicy. Odcień 03, 20 oraz 15 są przepięknymi kolorami i polecam je każdemu. Wyglądają cudownie, nie robią smug, długo trzymają się na paznokciach, a co najważniejsze są dość tanie. Aktualnie są w promocji za niecałe 20 zł / 6ml. Śmiało moge powiedzieć, że ich jakość jest lepsza od lakierów paru znanych firm.









Fenomen C - pielęgnacja z witaminą C od Perfecta

$
0
0
   Jednym z bardziej poszukiwanych składników w kosmetykach jest ostatnio witamina C. Witamina C genialnie likwiduje przebrawienia, rozjaśnia skórę, ale także ma działanie przeciwstarzeniowe. Niedawno do sprzedaży weszła nowa linia FENOMEN C od Perfecta. Jak się spisuje? Zajrzyjcie dalej!



Z serii Fenomen C mam dwa produkty, jest to serum, a dokładniej booster 10% KOMPLEX C oraz krem Energia i Detox. W skład całej serii wchodzą jeszcze kremy 40+, 50+, 60+, kremy pod oczy i maska. Jest to sporo produktów, także mamy w czym wybierać. Ceny wahają się między 25 zł, a 30 zł. Jednak bardzo często można spotkać je w promocji za mniej niż 20 zł. 


Wyrównanie kolorystu NAWILŻENIE, ODŻYWIENIE - BOOSTER na dzień i na noc.

Booster ma świetną lekką konsystencję, która natychmiast wchłania się w skórę. Nie klei się, ani nie lepi. Całość zamknięta jest w szklanej buteleczce z pipetką. Jest to moja ulubiona forma przechowywania lejących produktów. Pipetą nakładamy odpowiednią ilość produktu na rękę. Jest to bardzo higieniczne ale również dobre rozwiązanie dla osób dużo podróżujących, produkt nie wyleje się nam w kosmetyczce, ponieważ jest szczelnie zamknięty. Samo w sobie szklane opakowanie jest dość ciężkie, ale jak dla mnie dość eleganckie, z pewnością nie powstydzimy się położyć go na półce w łazience. 

Skład produktu nie należy do naturalnych produktów, jednak ma parę ciekawych składników aktywnych. Jednym z nich jest retinol, który działa przecistarzeniowo i ujędrniająco, kolejnym jest kwas hialuronowy, który utrzymuje poziom nawilżenie skóry, nie pozwala wodzie odparowywać z naskórka. Następny jest 10% KOMPLEX C, jest to skoncentrowane połączenie trzech form witaminy C. Tak jak pisałam na początku witamina C ma bardzo dobre działanie, między innymi rozjaśnia skórę, niweluje przebarwienia, ale działa również przeciwzmarszczkowo, jest świetnym antyoksydantem. 

Booster dobrze nawilża skórę, ujednolica koloryt skóry, niweluje przebrawienia np. potrądzikowe, wygładza skórę i odżywia. Początkowo stosowałam go samodzielnie bez kremu z tej serii. Efekty były bardzo dobre, ale dopiero z kremem zobaczyłam całkowite, nawet moge powiedzieć, że genialne działanie serii. 



Energia i detox GŁĘBOKIE NAWILŻENIE - Krem na dzień i na noc 30+, SPF 6.

Krem jak i booster ma lekką konsystencję, która błyskawicznie się wchłania. Krem znajduje się również w szklanym pojemniczku, jednak w tym przypadku jest to słoiczek. Całą serię cechuje pomarańczowe opakowanie - design jest skromny ale mi się podoba! 

W skład wchodzi również KOMPLEX C TH, który jest połączeniem trzech form witaminy C, oraz kwas hialuronowy. Retinalu tutaj nie znajdziemy.

Samo w sobie działanie kremu jest bardzo dobre. Nadaje się idealnie pod makijaż, nie roluje się, skóra nie lepi ani nie klei się. Krem bardzo dobrze nawilża skórę, ujędrnia ją, jednak tak jak pisałam wyżej najlepszy efekt daje w połączeniu z boosterem. Wtedy skóra dostaje taką pełną dawkę witaminy C, która naprawdę poprawia wygląd skóry. 





Celia Elegnace oraz Candy Love czyli pomadki i błyszczyki idealne na jesień oraz zimę.

$
0
0
   Niedawno dostałam paczkę od Dax Cosmetics, a w niej dwie szminki z serii Celia Elegance oraz dwa błyszczyki Candy Love. W jesiennej oraz zimowej porze uwielbiam pomadki na ustach, wtedy nasz makijaż nabiera wyrazu. Niestety nie zawsze możemy postawić na mocne i wyraziste usta. Szkoła czy praca często nie pozwala na mocniejszy makijaż. Wtedy przychodzą nam na pomoc te oto produkty!



Celia Elegance 01 i 06
Pomadki z serii Elegance znajduje się w czerwonych opakowaniach i pozłacanym wykręcaniem produktu. Całość niestety wykonana jest z plastiku, który nie wygląda zbyt elegancko, jednak jest dość trwały (wytrzymały codzienne noszenie w torebce oraz upadki na ziemie). Kolory które posiadam to 01 i 06. 06 jest odcieniem lekkiego pomarańczu, który nie pasuje do mojej karnacji, gdyż jest zbyt ciepły. 01 jest pięknym odcieniem delikatnego, brudnego różu. Obydwa odcienie świetnie sprawdzą się przy delikatnym makijażu do szkoły czy pracy. Pomadki mają delikatne krycie, ich konsystencja jest kremowa. Obydwa produkty są świetnym rozwiązaniem dla delikatnego makijażu i dopełnieniu całości. Dodatkowo nie wysuszają ust, dlatego sprawdzą się jesienią i zimą. Minusem może być ich trwałość, gdyż bez ingerencji jedzenia czy picia wytrzymują zaledwie do ok 2 h na ustach.


Celia Candy Love 2 i 3
Seria Candy Love jest błyszczykami z delikatnymi, dziewczęcymi odcieniami. Gdy nie lubimy w makijażu zwracać dużej uwagi na ustach - jest to idealny wybór. Błyszczyki mają bardzo lekką konsystencję, która ochroni usta przed wiatrem czy mrozem, ani nie skleja ust. W moje ręce trafiły odcienie 2 i 3. 2 jest bardziej nude, natomiast 3 to już typowy, brudny, przygaszony róż. Błyszczyki mają dość dobre krycie, nie posiadają połyskujących drobinek. Wyknane są z trwałego plastiku, posiadają świetny aplikator, który nakłada produkt równomiernie na usta. Trwałość jest podobna do pomadek Elegance, jednak zupełnie mi to nie przeszkadza :)





Od lewej Candy Love 3, 2, następnie Elegance 6 i 1.



Volume Million Lashes Fatale

$
0
0
      L'Oreal Paris jakiś czas temu wypuścił serię Volume Million Lashes, która co chwilę się powiększa! Pamiętam jak ok 3-4 lata temu weszła na rynek Excess, niecały rok później So Couture, następnie Feline. Dziś przychodzę do Was z ich kolejną nowością - FATALE. Każda z tych maskar ma zupełnie inną szczoteczkę, która ma za zadanie idealnie pogrubić i wydłużyć rzęsy. 

Fatale ma zapewnić nam uwodzicielskie spojrzenie, któremu nikt sie nie oprze. Ale może zacznijmy od początku. Produkt znajduje się w opakowaniu nawiązującym do całej serii Volume Million Lashes, złota nakrętka z kolorowym dołem, tym razem padł wybór na odcień różu wymieszanego z purpurą. O całej serii Volume Million Lashes możecie przeczytać TU.

Silikonowa szczoteczka ma dwa rzędy włosków, która idealnie rozdziela i wydłuża rzęsy. Jest bardzo podobna do So Couture jednak moim zdaniem o wiele łatwiej można nią manewrować. 

Tusz świetnie trzyma się na rzęsach przez cały dzień. Zdarza się, że mam go na oczach nawet 15-16 godzin w ciągu dnia, a na wieczór rzęsy nadal są wydłużone, rozdzielone, nic się nie osypuje, na rzęsach nie ma grudek. Kolor to prawdziwa czerń, która dodaje spojrzeniu wyrazu.

Cała seria Volume Million Lashes podbiła serca wielu osób. Fatale jest nowością, która z pewnością wkomponuje się w całą serię. Piękne, eleganckie opakowanie, efekt który utrzymuje się cały dzień i dodaje zmysłowości spojrzeniu. Z pewnością jest to produkt, który musicie mieć w swojej kosmetyczce! 







Garść zimowych umilaczy od Oladi.pl

$
0
0
   Jakiś czas temu dostałam paczkę Ambasadorki z Oladi.pl. W środku znalazłam pięc ciekawych, zimowych umilaczy, które z pewnością do gustu wielu z Was!



Jak zima to i kąpiele! Pierwszym takim produktem jest sól z morza martwego o zapachu czekoladowym. Ma dość mocny aromat, ale w zimne wieczory mi to zupełnie nie przeszkadza. Zapach wręcz otula swoim aromatem, a skóra jest zrelaksowana i odprężona.
Dodatkiem do tego jest żel pod prysznic również o mocnym, aromatycznym zapachu czekolady. Niestety przy codziennym używaniu może trochę denerwować, chyba że ktoś lubi takie zapachy. Używam go tylko z solą, bo po częstszym używaniu zapach zaczął mnie męczyć. Jest to domeną mocnych zapachów.

Dodatkiem do tego może być mydło, które jest połączeniem pomarańczy, cynamonu i mocniejszej zimowej nuty, której nie umiem opisać. Może to goździki? Mydełko ma piękny kształt, dodatkowo ma małe drobinki zatopione w środku przez co świetnie prezentuje się na mydelniczce w łazience. Dostałam również olejek aromaterapetyczny o zapachu piernika alpejskiego. Bardzo fajna, mocna nuta. Niestety, trzeba dodać sporą ilość do wanny aby w ogóle poczuć go podczas kąpieli. Do kominka jest za to zbyt intensywny. I ostatnim umilaczem jest chyba masło shea. Dlaczego chyba? Bo nie mam na nim żadnej naklejki, nalepki ani informacji co to w ogóle jest, jaki ma zapach, jaka firma to wypródukowała, albo do kiedy jest ważne. Dodatkowo opakowanie pozostawia wiele do życzenia. Sam w sobie produkt ma delikatny kawowo0czekoladowy zapach, dość szybko się wchłania i nie pozostawia aż tak tłustej warstwy jak masła z Organique. Używam go do rąk i stóp, spisuje się idealnie, skóra jest nawilżona, zregenerowana i dodatkowo pięknie pachnąca. Nie martwię się już przesuszeniami podczas niższych temperatur.

A Wam przypadło coś do gustu?



L'Biotica linia GOLD - idealny pomysł na świąteczny prezent

$
0
0
   Co jakiś czas producenci odkrywają nowy składnik, który staje się hitem wielu serii produktów od najróżniejszych producentów. Był szał na olej arganowy, na kwas hialuronowy, a teraz czas na złoto! Firma L'Biotica stworzyła produkty z 24-karatowym złotem, które mają za zadanie odżywiać skórę, ale również działać przeciwstarzeniowo.


W skład lini GOLD wchodzi parę produktów, jednak dziś opiszę Wam cztery z nich. Będzie to oleokrem do włosów, maska na noc, maska hydrożelowa oraz płatki kolagenowe pod oczy. A więc zaczynajmy!


Kolagenowe płatki pod oczy
To jeden z moich ulubionych rodzajów kosmetyków. Niestety z moją skóra pod oczami mam bardzo duży problem. Bardzo czesto mam spore sińce, lekkie opuchnięcia i przesuszenia. Dlatego takie płatki nadają się idealnie. Świetnie nawilżają skórę, odżywiają ją i wygładzają. Mam dopiero (albo aż, sama nie wiem co gorsze ;)) 25 lat, jednak jak wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć, więc ze zmarszczakmi trzeba walczyć już w młodym wieku. Te płatki świetnie uelastyczniają skórę, dzięki czemu skóra wygląda na zdrową i wypoczetą

Oleo-krem do włosów 
Wychwalany przez włosomaniaczki cud wśród kosmetyków do włosów. Świetny kosmetyk, nie dość, że ma wyżej wspomniane złoto w składzie to jeszcze olej arganowy i olej z nasion baobabu. Włosy po niej są miłe w dotyku, lejące i co najważniejsze zdrowe. 


Maseczka DERMOMASK
Maska w saszetce zawsze sie przydaje! Tymbardziej, że nie zajmuje dużo miejsca i można szybką ją zużyć. Maska ta jest dodatkowo wzbogacona o wyciąg z orchidei, który wygładza skórę i dodaje pormiennego wyglądu. Przydaje się gdy nie mamy czasu aby dobrze nawilżyć skórę, a nasze tempo życia niestety powoduje że skóra wygląda szaro. Maseczkę wystarczy nałożyć na całą noc, a rano skóra jest nie do poznania!

Maska Hydrożelowa na tkaninie
Taka maska nadaje się do domowego "spa". Kiedy chcemy chwilę się zrelaksować np podczas kąpieli możemy użyć właśnie tej maski. Składniki w niej zawarte działają skoncentorwanie na skórę. Maski te można również zakładać przed jakimś ważnym wyjściem, bo dają efekt tzw bankietowy. Skóra od razu jest nawilżona, rozświetlona, gładsza i odżywiona. Czego chcieć więcej?

Cała czwórka jest idealnym pomysłem na prezent bo nadaje się do każdego typu skóry, niezależnie od wieku. Kupilibyście taki zestaw bliskiej Wam osobie? :)


Viewing all 162 articles
Browse latest View live